Tylko czemu takie grzebanie się w życiorysach ma służyć? Na pewno nie przyszłości. Bo przecież przytaczane "epizody" miały miejsce dawno, a wtedy była określona sytuacja geopolityczna. Przecież to nie Stalin był zły, tylko Zachód zdradził nas w Teheranie i Jałcie. A sama Szymborska na pewno nie chciała tak pisać, tylko została wplątana. Swoją późniejszą twórczością zatarła komunistyczne ukąszenie.
Poza tym Jastrzębowski jest za młody, nie żył w tamtych czasach, to skąd może znać ówczesne uwarunkowania. Bo gdyby przyjąć jego logikę, trzeba by przypomnieć jeden z najsłynniejszych wierszy naszej poetyckiej sławy: "Że w bój poprowadził krzywdzonych, że trwałość zwycięstwu nadał, dla nadchodzących epok stawiając mocny fundament - grób, w którym leży ten nowego człowieczeństwa Adam, wieńczony będzie kwiatami z nieznanych dziś jeszcze planet". To "Lenin". Albo "Ten dzień": "Oto Partia - ludzkości wzrok. Oto Partia: siła ludów i sumienie". I jeszcze "Na powitanie budowy socjalistycznego miasta": "Miasto socjalistyczne - miasto dobrego losu. Bez przedmieść i bez zaułków. W przyjaźni z każdym człowiekiem. Najmłodsze z miast, które mamy. Najstarsze z miast, które będą".
Gdyby przyjąć logikę Jastrzębowskiego, sięgnąć by trzeba nie tylko po tę jakże piękną twórczość pani Wisławy, ale przypomnieć także, jak wielu polskich literatów dało się ukąsić. Wymieńmy tylko kilku najbardziej znanych (alfabetycznie, nie według "zasług"): Jerzy Andrzejewski, Kazimierz Brandys, Mieczysław Jastrun, Antoni Słonimski, Julian Stryjkowski, Julian Tuwim, Aleksander Wat, Wiktor Woroszylski. Bo taki np. Adam Ważyk nie wstydził się popełnić słynnych słów: "Mądrość Stalina, rzeka szeroka, w ciężkich turbinach przetacza wody, płynąc wysiewa pszenicę w tundrach, zalesia stepy, stawia ogrody". Stanisław Jerzy Lec też wychwalał zalety ojca narodów: "Którą poeci wyśpiewali, ojczyzna, co to od Kamczatki po szynach pędzi aż po San, którą, jak mleka pełny dzban, podają dzieciom czułe matki, to Stalin". A Mieczysław Jastrun opłakiwał śmierć generalissimusa: "Umarł człowiek, ale każda nasza myśl o nim związana jest z życiem. Imię jego poniosą rozwinięte sztandary klasy robotniczej, Partii, dalej, w przyszłość".
Gdyby przyjąć logikę Jastrzębowskiego, zerknąć by warto na innego polskiego noblistę: "W roku 1945 polscy komuniści mieli rację: Polska mogła istnieć albo w kształcie nadanym jej i gwarantowanym przez Związek Sowiecki, albo przestać istnieć. ( ) Tym samym rzec można, że Polska istnieje z woli i łaski Stalina". Czesław Miłosz - bo to jego słowa - uznał, że i on z takiej woli i łaski będzie istniał: "Być we właściwym obozie: wyrachowanie, ale wyższego rzędu". Miłosz chociaż był szczery, bo Szymborska o swoim ukąszeniu przez Stalina najczęściej ciepło milczała.
Gdyby przyjąć logikę Jastrzębowskiego, dodać by trzeba jeszcze inny "autorytet", tym razem z dziedziny socjologii. Napisać, że ceniony dziś postmodernista Zygmunt Bauman od 1944 r. służył nie nauce, ale w moskiewskiej milicji, potem LWP (jako oficer polityczno-wychowawczy), KBW (zwalczając antykomunistyczne podziemie) i Informacji Wojskowej. Ciekawe, jakie peany powstaną na jego śmierć?
Dlatego podzielam logikę Jastrzębowskiego. Bo nie wolno przemilczać faktów niewygodnych, nawet jeśli dotyczą ludzi wybitnych. Bo taka jest prawda. A tylko ona jest ciekawa.