"Czy chcemy pomóc Ukraińcom, czy ich upokorzyć?" - pytał dalej Sikorski. Panie ministrze, od kiedy prawda upokarza? Zawsze wydawało mi się, że raczej wyzwala. Przypomnę panu także, jak w 2009 r. zezwolił pan na przejazd przez Polskę rajdu im. Bandery - przywódcy upowskich ludobójców. Teraz poszedł pan o krok dalej - zignorował polskie prawo (wykładnię IPN), które jednoznacznie mówi, że wymordowanie ponad 120 tys. Polaków przez ukraińskich nacjonalistów było ludobójstwem. I nie rozgrzesza pana to, że pana koleżanki i koledzy z PO - przegłosowując uchwałę bez ludobójstwa, tylko z jego "znamionami" - zrobili to samo. Że wybraliście przyszłość Ukrainy ponad przyszłość Polski i ponad prawdę o dramacie bezbronnych Polaków zarżniętych 70 lat temu.
Poszliście drogą waszego posła Mirona Sycza - jak oskarżał z trybuny sejmowej poseł Solidarnej Polski Mieczysław Golba - którego "ojciec działał w bandzie, która spaliła moją rodzinną wieś Wiązownicę". I choć Sycz się odciął, przyznał, że jego ojciec został skazany po wojnie za działalność w UPA.
Do takich emocji doprowadził posłów szef MSZ. A ja bym wolał, żeby Sikorski, jak i pozostałe władze państwa zadbali raczej o politykę historyczną. Bo jeśli zamiast niej będą dalej prowadzić politykę na kolanach wobec wszystkich sąsiadów, Polacy nigdy nie poznają prawdy o ludobójstwie wołyńskim. Połowa z nas będzie powtarzać, że nie wie, kto był sprawcą, a kto ofiarą. Ale po co wiedzieć, skoro w 1943 r. na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej doszło tylko do jakichś bratobójczych walk, jakichś czystek etnicznych. A najlepiej - dla dobra Ukrainy - przyjmijmy, że w ogóle nic się nie stało.
W ten sposób także ludobójcy ukraińscy pozostaną całkowicie bezkarni (bo po co nękać niewinnych staruszków). Nie będzie też potrzeby honorowania tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy z narażeniem życia pomagali mordowanym przez swych rodaków sąsiadom, jak tego chcą PiS i krakowscy kombatanci.
"Czy chcemy pomóc Ukraińcom, czy ich upokorzyć?" - pytał dalej Sikorski. Panie ministrze, od kiedy prawda upokarza? Zawsze wydawało mi się, że raczej wyzwala. Przypomnę panu także, jak w 2009 r. zezwolił pan na przejazd przez Polskę rajdu im. Bandery - przywódcy upowskich ludobójców. Teraz poszedł pan o krok dalej - zignorował polskie prawo (wykładnię IPN), które jednoznacznie mówi, że wymordowanie ponad 120 tys. Polaków przez ukraińskich nacjonalistów było ludobójstwem. I nie rozgrzesza pana to, że pana koleżanki i koledzy z PO - przegłosowując uchwałę bez ludobójstwa, tylko z jego "znamionami" - zrobili to samo. Że wybraliście przyszłość Ukrainy ponad przyszłość Polski i ponad prawdę o dramacie bezbronnych Polaków zarżniętych 70 lat temu.
Poszliście drogą waszego posła Mirona Sycza - jak oskarżał z trybuny sejmowej poseł Solidarnej Polski Mieczysław Golba - którego "ojciec działał w bandzie, która spaliła moją rodzinną wieś Wiązownicę". I choć Sycz się odciął, przyznał, że jego ojciec został skazany po wojnie za działalność w UPA.
Do takich emocji doprowadził posłów szef MSZ. A ja bym wolał, żeby Sikorski, jak i pozostałe władze państwa zadbali raczej o politykę historyczną. Bo jeśli zamiast niej będą dalej prowadzić politykę na kolanach wobec wszystkich sąsiadów, Polacy nigdy nie poznają prawdy o ludobójstwie wołyńskim. Połowa z nas będzie powtarzać, że nie wie, kto był sprawcą, a kto ofiarą. Ale po co wiedzieć, skoro w 1943 r. na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej doszło tylko do jakichś bratobójczych walk, jakichś czystek etnicznych. A najlepiej - dla dobra Ukrainy - przyjmijmy, że w ogóle nic się nie stało.
W ten sposób także ludobójcy ukraińscy pozostaną całkowicie bezkarni (bo po co nękać niewinnych staruszków). Nie będzie też potrzeby honorowania tych sprawiedliwych Ukraińców, którzy z narażeniem życia pomagali mordowanym przez swych rodaków sąsiadom, jak tego chcą PiS i krakowscy kombatanci.