Tadeusz Płużański

i

Autor: Mariusz Grzelak

Tadeusz Płużański: Secret Service i Smoleńsk

2012-04-28 4:00

Secret Service są zaangażowane w przeprowadzenie pełnego, drobiazgowego i uczciwego śledztwa w tej sprawie - oświadczył zastępca dyrektora amerykańskich służb specjalnych Paul Morrissey. Na nogi zostało postawione nie tylko kierownictwo tajnych służb, lecz także najwyższe władze państwa. Administracja Baracka Obamy i amerykański Kongres.

W jakiej sprawie prowadzone jest tak szeroko zakrojone śledztwo? Chodzi o agentów Secret Service, którym zarzuca się kontakty z prostytutkami. Ten seksproceder miał miejsce w hotelu w Cartagenie w Kolumbii w noc poprzedzającą przyjazd do miasta Baracka Obamy. W ciągu dnia amerykańscy tajniacy przygotowywali wizytę swojego prezydenta na szczycie obu Ameryk.

Efekt był taki, że wszystkie amerykańskie media od razu zaalarmowały opinię publiczną. Temat od kilku dni nie schodzi z pierwszych stron gazet, a informacje o skandalu przyćmiły doniesienia polityczne z samego szczytu.

Można spytać - co to właściwie za skandal? Co w tym złego, że agenci zabawiali się po godzinach z jakimiś panienkami? A jeśli nawet uznano ich zachowanie za nieobyczajne, to przecież karę już ponieśli - od razu dyscyplinarnie zostali odesłani do USA, jakby tego było mało - zwolnieni ze służby. Czy to nie przesada? Przecież balangowicze nikomu nie zaszkodzili, chyba że samym sobie. Przecież prezydent w żaden sposób z tego powodu nie ucierpiał. Samolot Obamy nie został strącony ani nie uległ katastrofie. Nie doszło do zamachu ani nawet do takiej próby. Ale dla Amerykanów to nie do pomyślenia. - Istnieje ryzyko, że kontakty agentów z kolumbijskimi prostytutkami doprowadziły do ujawnienia tajemnic państwowych USA - ocenił republikański przewodniczący Komisji Nadzoru i Reform Rządowych w Izbie Reprezentantów Darrell Issa. Dodatkowo okazało się, że jedna z prostytutek - Dania Suarez, z którą baraszkował szef grupy agentów, mogła być rosyjskim szpiegiem.

Amerykański kongresman podkreślił, że pracownicy Secret Service "reprezentują naród amerykański", więc oczekuje się od nich, że będą się zachowywali "z godnością, przestrzegając najwyższych standardów". Bo przecież specsłużby zamiast się zabawiać, mają Amerykanów chronić. Mają zapewniać bezpieczeństwo wybranym demokratycznie władzom, przede wszystkim głowie państwa. No właśnie. A jak jest u nas? U nas nawet za katastrofalne lekceważenie procedur i niedopełnienie obowiązków ochrony prezydenta awansuje się - tak jak Mariana Janickiego, szefa BOR, jednego z "bohaterów" Smoleńska.