Nawet jeśli ktoś przeżył, nie miał szans żyć. To Smoleńsk, gdzie rozbił się prezydencki tupolew. Rosyjska maszyna. Zginęła elita Polski.96 ofiar.
Deszcz, ślisko, huk. Akcja błyskawiczna, na miejscu za chwilę są karetki, helikoptery, namioty ratunkowe. Gotowe na przyjęcie ofiar szpitale, pomoc medyczna, psychologiczna. Gdyby przyszła później, wszyscy mogli umrzeć. To Schönefeld pod Berlinem, gdzie rozbił się autokar. Niemiecki sprzęt. Zginęli polscy turyści, leśnicy. 13 ofiar, pozostali - w większości - ciężko ranni.
Zanim zmasakrowane ciała znajdą się w trumnach, przez długi czas leżą w błocie. Syf, bałagan i chore procedury. Tusk ściska się z Putinem. W prowizorycznym namiocie pokazowa telekonferencja. Premier Rosji dyscyplinuje podległe mu służby. Ratownicy nie mówią, co widzieli. Nie ma do nich dostępu, rozpłynęli się, Rosja jest wielka.
Zmasakrowane ciała leżą na noszach. Tusk nie ściska się z Merkel, bo nie trzeba. Konferencja w Ambasadzie RP w Berlinie. Kanclerz Merkel nie przesłuchuje podległych jej ratowników. Sami opowiadają: "To był straszny widok, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy" - trudno nie wierzyć, mieć pretensje. Niemcy nie ściemniają, nie mają powodu. A Rosjanie?
Komisja międzypaństwowa - tylko z nazwy. Zamiast współpracy i pomocy utrudnianie, dezinformacja, matactwa, a nawet kłamstwa. Totalny brak empatii. To Smoleńsk.
Świetnie zsynchronizowana współpraca wszelakich służb, współpraca z Polską - bez zarzutu. Tu nikt nie utrudnia nam dostępu do ludzi i dokumentów. To Schönefeld.
Rosja mówi, że doszło do ocieplenia stosunków z Polską. Nagłego ocieplenia, po stracie naszego prezydenta. Co najmniej dwuznaczne.
Niemcy mówią, że będą dalej pomagać, wyjaśniać. I robią to. Stosunki nie ociepliły się, bo niby dlaczego miały? Dzięki ofiarom?
Katastrofa samolotu to wina pilotów - przesądzili na wstępie rządzący, eksperci i dziennikarze z Rosji i Polski.
Katastrofa autokaru to wina kobiety kierującej mercedesem - oświadczyli zgodnie Niemcy (Polakom było już głupio polemizować). Nikt - wbrew faktom - nie twierdził, że autobus był niesprawny (bo jako eksploatowany przez Polaków musiał taki być), że (durni) Polacy nie potrafią jeździć po (świetnych) niemieckich autostradach.
I jeszcze Ewa Kopacz. "Dziś wiem, że dotrzymaliśmy słowa. ( ) Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny. Każdy przebadany skrawek został przebadany genetycznie" - to minister zdrowia po katastrofie w Smoleńsku. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te słowa.
"Nawet pacjenci w lżejszym stanie są zaopatrzeni prawidłowo, są monitorowani, tak jak gdyby byli na salach intensywnej opieki. Mają pełną, profesjonalną opiekę" - to minister zdrowia po katastrofie w Schönefeld. "W perspektywie kilku dni będziemy mieć informacje, kiedy można tych pacjentów przewozić do Polski". Pewnie, trzeba ich jak najszybciej zabrać, w kraju będą mieli lepiej. Naogląda się pani minister katastrof, a potem ciężko skupić myśli. I zrobić coś ze służbą zdrowia.
Tu nie chodzi o krytykę Rosji i wychwalanie Niemiec. Bo przecież nadal będą - z pominięciem Polski - budować Gazociąg Północny. I jedni, i drudzy dalej będą fałszować historię, hodować Steinbach i kłamstwo katyńskie. Tu chodzi o normalność i szacunek dla ludzkiej tragedii. Nie tylko o pieniądze, ale o standardy.
A tak w ogóle to niech ten rok katastrof jak najszybciej się skończy. Pozostały tylko trzy miesiące, przetrwamy. Ale czy na pewno to już koniec? Idzie przecież kolejna fala powodziowa...