Nie gorsza jest UEFA, która na oficjalnych stronach podała, że okupowaliśmy wielowiekowe polskie miasto Lwów. Ze stron rosyjskiego Specnazu dowiadujemy się z kolei, że w latach 30. XX wieku Polska była państwem ekspansywnym i razem z Niemcami chciała podbić pokojowo nastawioną Rosję i cały świat. Ostatecznie - jak można wywnioskować - piłsudczycy odstąpili od zbrodniczego planu i wojnę rozpętali jedynie hitlerowcy, którzy zemścili się na swoich niedoszłych sojusznikach, mordując ich w Katyniu. Oglądamy także współczesną rosyjską mapę wojskową, na której Polska nadal jest w strefie wpływów Wielkiego Brata. Tylko jak w tym kontekście rozumieć słowa kanclerz Merkel, która wręczając Tuskowi ważny medal, stwierdziła, że dzięki niemu Polska znalazła się w centrum Europy (a wcześniej nie była?). A przecież jeszcze przed sekundą Niemcy grozili bojkotem ukraińskiej części EURO, co przecież uderzało także we współgospodarza imprezy, czyli Polskę.
Ale o naszym kraju nie zapomniano także za oceanem. Tu co prawda nie uważają nas za okupantów, ale za antysemitów, i to tych najgorszych - pogromowych. Bo w polskich obozach śmierci mordowaliśmy Żydów. Taki bowiem jest kontekst "przejęzyczenia" Obamy. I choć prezydent USA obraził nie tylko Jana Karskiego, który z narażeniem życia zdobywał informacje o niemieckim ludobójstwie, ale wszystkich Polaków walczących z Niemcami, część polskich "elit" oczywiście temu przyklasnęła.
Polska wcale nie została obrażona, ale też uhonorowana. Powinniśmy być z tego dumni - zawyrokował Paweł Wroński. Ale co tam Obama czy Karski. Dla dziennikarza "Wyborczej" największym problemem jest antysemityzm. Tak samo dla Wojciecha Maziarskiego, który podziękował kolegom z BBC za pomoc w zwalczaniu tej "plagi" podczas EURO. I przeprosił za postawę polskich władz, które wystarczająco tego nie dostrzegają. Kolega Wrońskiego napiętnował przy okazji tych, którzy odwracając kota ogonem, wmawiają ludziom, że istnieje coś takiego jak antypolonizm.
I oczywiście - dopowiadając - antypolonizmem nie jest również buta Rosjan, którzy będą maszerować ulicami polskich miast w koszulkach z Leninem i czerwoną gwiazdą oraz sierpem i młotem na flagach. Będą maszerować - bo chcą. I nikt im nie powie - szczególnie polscy gospodarze - że mają się ze swoimi symbolami, symbolami totalitarnego państwa, naszego okupanta, nie afiszować. Jeśli jednak jakiś Polak bezczelnie zwróci im uwagę - będą musieli zareagować, co "może doprowadzić do nieprzewidywalnych następstw". W liczbie kilkudziesięciu tysięcy urządzą "czerwony marsz", podczas którego nie życzą sobie żadnych interwencji polskiej policji. Ta ma stać i nie reagować.
Czyli w Polsce znów będziemy mieli ZSRR, choć to państwo podobno już nie istnieje. Swoją drogą w tę inicjatywę rosyjskich kiboli pięknie wpisały się władze Gdańska, przywracając zawczasu na bramie stoczni Lenina. I obawiam się, że to Lenin będzie największym zwycięzcą EURO.