Ale nic z tego. Ostatnie zdjęcie śp. Lecha Kaczyńskiego ma prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy. Zaraz, zaraz, jeszcze nie wszystko stracone - można przecież zrobić odbitki. Nic prostszego. Tymczasem kopii nie dostanie nawet brat Jarosław, mimo 11 miesięcy starań i próśb. O co więc chodzi?
"Co takiego jest na tym zdjęciu, że Jarosław Kaczyński stara się je przechwycić i nie dopuścić, by znajdowało się w innych rękach? ( ) Czy Jarosław Kaczyński obawia się ewentualnej publikacji tego zdjęcia? A jeśli tak, to dlaczego?" - pyta na Salonie 24 niejaka Renata Rudecka-Kalinowska. Odpowiedzi nie udziela, ale jednoznacznie wskazuje winnego - to Jarosław Kaczyński, choć nie on utajnia zdjęcie, ale sam jest ofiarą tego utajniania. Choć na podstawie kpk prokuratura ma obowiązek udostępnić mu fotografię, bo jest ona dowodem w sprawie, w której jest stroną - reprezentuje zmarłego prezydenta. Choć w kwietniu br. ta sama prokuratura uznała, że zdjęcie nie przyda się w śledztwie, ma jedynie wartość pamiątkową i sentymentalną, i zostanie przekazane Kaczyńskim. Specjalnie dla nich zostało nawet "obrobione". Potrzebna była tylko zgoda rodziny Leszka Solskiego. Zgoda nadeszła - jak nas informowano - i wszystkie formalne przeszkody zniknęły .
"Co jest takiego na tym zdjęciu, że Jarosław Kaczyński usiłuje je wydrzeć prawowitemu właścicielowi?" - powtarza uparcie Kalinowska, otwierając pole do spekulacji. No bo przecież wmawiano nam, że Lech Kaczyński był pijany, a przynajmniej po nocnej libacji mocno skacowany. Może razem z generałem Błasikiem walnęli sobie klina, żeby potem bełkotać i chwiać się na grobach pomordowanych? Ale to przecież nie ten prezydent!
Wbrew temu, czego chce Kalinowska, winnym nie jest Jarosław Kaczyński. Bo to przecież nie on trzyma zdjęcie w prokuratorskim areszcie. Trudno też przypuszczać, że oblicze brata bliźniaka jest mu aż tak wstrętne, że nie chce go oglądać, a także pokazać Polakom. Na udostępnienie zdjęcia nie zgadza się kto inny - żona Leszka Solskiego, Ewa - lekarz onkolog. Mimo iż wcześniej zgodę wyraziła Dlaczego zmieniła zdanie? Ktoś ją przekonał? Po to, aby prokuratura miała wymówkę: musimy uszanować prawo autorskie, umywamy ręce. Na dodatek Solska mówi dziś, że jej mąż zdjęcia nie zrobił.
O co więc chodzi? O to, że to ostatnie zdjęcie może być zagrożeniem dla salonu? Bo okaże się, że prezydent wcale nie był pijany. Że był pogodny, uśmiechnięty, że tryskał humorem. Tak jak wcześniej medialny wizerunek Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia różnił się od tego prawdziwego. Także w czasie lotu do Smoleńska i po jego tragicznym finale. Bo wciskano nam kity, np. że gen. Błasik zrobił karczemną awanturę kpt. Protasiukowi za to, że rzekomo nie chciał lecieć. Potem okazało się, że na nagraniu z kamery przemysłowej Okęcia z 10 kwietnia 2010 r. niczego takiego nie ma. Więcej, Błasik i Protasiuk w ogóle nie stali naprzeciwko siebie i nie rozmawiali - jak przyznał prokurator generalny Andrzej Seremet. Nie znaleziono ekspertów od czytania z ruchu warg, bo tych warg nie znaleziono. Również naciski generała i prezydenta na pilotów okazały się bujdą.
Za życia Lech Kaczyński był ośmieszany. Czy teraz - po jego śmierci - chodzi o to, aby skazać go na zapomnienie, a jego brata upokorzyć? Bo czy może być coś bardziej upokarzającego, niż odmawianie prawa do ostatniego zdjęcia najbliższej osoby?