Tadeusz Płużański: Litwo! Ojczyzno moja

2011-09-03 14:00

Polskie szkolnictwo na Litwie? U nas jest polska szkoła, ale nie wszystkie dzieci do niej chodzą – mówi mi Polka, mieszkanka podwileńskich Mościszek (Mostiškės). – Część uczy się w litewskiej, po litewsku. Mimo że jest dalej, w sąsiedniej wiosce. Dlaczego? Codziennie rano Litwini podstawiają specjalny autobus. Do tego naobiecują, że pomogą w tym i owym. Niektóre rodziny, szczególnie te biedniejsze, ulegają.

Na ulicy Gėlių mieszkają sami Polacy. Bo w Mościszkach jest tylko kilku Litwinów. Poniżej litewskich tabliczek wiszą polskie: ulica Kwiatowa. Ale nie wszędzie. Bo to w Mościszkach właśnie te polskie zostały zniszczone dwa tygodnie temu przez „nieznanych sprawców”. Ten sam wandalizm dotknął Polaków w dużo większych Ejszyszkach (Eišiškės). Tu też Litwinów można policzyć na palcach. Ci nieliczni nawet nie znają litewskiego. – Skąd mają znać, skoro tu zawsze była i jest Polska? – tłumaczy miejscowy ksiądz. – Polski jest język, polski samorząd, polska szkoła.

Wczoraj polskie dzieci w Ejszyszkach do szkoły jednak nie poszły. Podobnie jak w 70 innych miejscowościach rejonów wileńskiego i solecznickiego. „Chcemy się uczyć w szkole polskiej” – skandowano też pod pałacem prezydenckim w Wilnie. Powód? Nowa ustawa oświatowa, która w dużych ośrodkach likwiduje nauczanie przedmiotów po polsku, a w mniejszych w ogóle likwiduje polskie szkoły. Historia, geografia, wychowanie obywatelskie będą teraz tylko litewskie, a litewski język trudniej będzie zdać na maturze. Rugujące polskość przepisy wprowadził litewski Sejm, zwany Seimasem.

Ale Litwini twierdzą, że wszystko jest w porządku. Że polskie dzieci są uczone według najlepszych wzorców. Twierdzą też, że to Litwini w Polsce są szykanowani. Wybierzcie się zatem, litewscy przyjaciele, do Puńska (Punskasa) i kilku okolicznych wsi. Tu nie tylko ulice, ale praktycznie wszystkie nazwy (w tym urzędowe) są dwujęzyczne. Owszem, część z nich zamalowali wandale w odpowiedzi na zrywanie polskich tabliczek pod Wilnem. Ale kij ma dwa końce. Litwini dowiedzieli się, że polskie państwo uznaje ich język.

Ale Litwini nie zrezygnują. W Cytowianach (Tytuvėnai) na Żmudzi piękny, barokowy klasztor Bernardynów ufundowali przed wiekami bracia Wołłowiczowie. Ich podobizny ozdabiają kościelne wnętrze. – Nie myślcie tylko, że oni byli Polakami – zastrzega na wstępie przewodniczka. – To Litwini, tylko używali języka polskiego. Jak to możliwe? – spyta ktoś dociekliwy. Bo innego wówczas na Litwie nie było. Trudno o bardziej banalną prawdę. Ale Litwini będą szli w zaparte. Przecież może istnieć naród bez własnego języka i kultury!

Adam Mickiewicz, przerobiony na Adomasa Mickevičiusa, w grobie się przewraca. Podobnie inny hołubiony dziś poeta – Czesław Miłosz, zwany Czesławasem Miłoszasem. Ciekawe, co by było, gdyby im – jako dzieciom – zabroniono uczyć się języka polskiego. Nie byłoby „Pana Tadeusza”, nie byłoby Nobla. Przecież wieszcz nie napisałby: „Lietuva! Mano Tėvynė!” („Litwo! Ojczyzno moja!”). Dziś tego każą się uczyć polskim dzieciom Litwini?

Wieszcz Adam dodawał: „Ty jesteś jak zdrowie”. Dziś tego zdrowia, a przede wszystkim zdrowego rozsądku Litwie zabrakło. Ale gdzie są polskie władze? Dlaczego nie protestują? Wolą kolejny raz przepraszać za Jedwabne. Kolejny raz pokazują, gdzie mają Polaków na Obczyźnie. A gdzie są władze Unii Europejskiej? Wszak Polska i Litwa to członkowie tej samej wspólnoty.