Na początku maja br. podczas odsłaniania pomnika Ryszarda Siwca obok stołecznego Stadionu Narodowego ambasador Czech w Polsce stwierdził, że kibice, idący na mecze, będą mogli zatrzymać się i wspomnieć jego osobę. Idea piękna, tylko czy przeciskający się przez bramy stadionu tłum rzeczywiście będzie miał czas i ochotę na taką zadumę? Czy w ogóle zauważy pomnik? Tak, jak nie zauważył krzyku Siwca 8 września 1968 r., kiedy oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. Właśnie tu, na ówczesnym Stadionie Dziesięciolecia podczas centralnych dożynek z I sekretarzem Gomułką na czele, Siwiec podpalił się w proteście przeciw krwawej inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Działał w pojedynkę, bo nie chciał, żeby represje spadły na najbliższych.
60-letni Ryszard Siwiec - żołnierz AK, z wykształcenia filozof, z zawodu księgowy (po wojnie odmówił pracy w szkolnictwie, nie chcąc uczestniczyć w komunistycznej indoktrynacji młodzieży), nie był wariatem, choć od chwili podpalenia taką wersję rozpowszechniali esbecy. Na czym polegało "wariactwo" Siwca? Płonąc, rzucał ulotki: "Ginę po to, żeby nie zginęła wolność, prawda i człowieczeństwo". I krzyczał: "Niech żyje wolna Polska!".
Wtedy tłum nie krzyczał razem z nim. Oglądał występy zespołów ludowych. 100 tys. ludzi - prócz dygnitarzy partyjnych dziennikarze i fotoreporterzy. Reżimowe media oczywiście przemilczały protest zwykłego człowieka. Fragment z płonącym mężczyzną z relacji wycięto. Esbecy po ugaszeniu "wariata" od razu przewieźli go do Szpitala Praskiego, gdzie zmarł w męczarniach po czterech dniach. Ludowa władza postarała się, aby Siwiec odszedł po cichu i aby pamięć o nim zginęła. Tak były AK-owiec ponad 20 lat po wojnie został wyklętym. Bohaterem mógł być tylko Jaruzelski, który dalej dławił praską wiosnę i z namaszczenia Moskwy robił karierę przez stan wojenny aż po prezydenturę wolnej Polski
Ale skoro dziś mamy wolną Polskę, to też wolne media. Możemy mówić o Siwcu. Tak jak mówią o nim Czesi i Słowacy, bo dla nich jest bohaterem, ikoną walki za wolność naszą i waszą. Dlatego przyznają mu pośmiertnie najwyższe odznaczenia. Polska też się starała, ale odebrania Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski odmówiła rodzina Siwca. Tacy sami wariaci jak mąż i ojciec? Tyle, że order miał wręczać prezydent Kwaśniewski, a dla Siwców to po prostu spadkobierca tamtego reżimu.
Przed wyjazdem do Warszawy Siwiec napisał testament: "Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!".
Właśnie, jeszcze nie jest za późno! Pomnik - spóźniony przynajmniej o 22 lata - nie wystarczy. Musimy krzyczeć o Siwcu, tak jak on krzyczał o nas 44 lata temu. Krzyczmy na Narodowym i na pozostałych stadionach. Wywieszajmy transparenty z jego podobizną, tak jak wywieszamy zdjęcia innych wyklętych. Euro 2012 to jedyny moment, aby świat dowiedział się o Ryszardzie Siwcu.