Tadeusz Płużański: Kimura na prezydenta

2011-08-20 14:00

Okazało się, że kilka godzin przed śmiercią napisał pożegnalny list do przyjaciół. Policja przesądziła o samobójstwie, choć nie znalazła żadnych motywów takiego czynu. Bo on nie miał powodów, aby odebrać sobie życie. Zaczął wychodzić z długów, miał plany na przyszłość. Przecież wcześniej, w dużo trudniejszych warunkach, nie załamał się…

To nie Andrzej Lepper, ale Bronisław Piłsudski, brat Marszałka. W kraju niemal nieznany, cieszący się jednak niesłabnącym uznaniem za granicą - nawet większym niż Józef. Jego nowatorskie badania etnograficzne nad wymierającym plemieniem Ajnów są tłumaczone i wydawane na całym świecie.

Wiele wskazuje jednak na to, że Bronisław zginął w bardziej prozaiczny sposób - zasnął nad brzegiem Sekwany i wpadł do wody. A feralnego 17 maja 1918 r. Paryż spowijała gęsta mgła. Podobno miał też depresję wywołaną biedą, kiepskim zdrowiem i tęsknotą za rodziną, którą - gnany inną tęsknicą: za Polską - pozostawił na dalekim Sachalinie. Ale to Józef mógł wcześniej - już w wieku młodzieńczym - zejść z tego świata. Gdyby nie odratował go Bronisław, utopiłby się w jeziorze Piorun (nieopodal rodzinnego majątku Piłsudskich w podwileńskim Zułowie). Wtedy nie byłoby ani niepodległości, ani cudu nad Wisłą.

Wolna Polska to też zasługa Bronisława. Gdyby nie on, o rok młodszy Ziuk mógł nie zaangażować się w antycarską konspirację, choć potem propaganda II RP przedstawiała to nieco inaczej. Nieprzypadkowo jednak tajna policja Ochrana właśnie Bronisława uznała za organizatora nieudanego zamachu na imperatora Aleksandra III. Józefa skazano wówczas na pięć lat zsyłki, Bronisława na dożywocie, zamienione potem na 15 lat zesłania na Sachalinie. Miejscowym Ajnom - których los przypominał mu prześladowania Polaków - tak pomagał, że jeszcze długo po wyjeździe nazywali go swoim królem.

Gdyby nie carski wyrok, Bronisław nie spotkałby także żony - bratanicy naczelnika wsi Ajnów - o imieniu Chuhsamma, która powiła mu dwójkę dzieci, syna Sukezo i córkę Kyo. Nie miałby również wnuka. Dziś Kazuyasu Kimura mieszka w Jokohamie. Wysoki, postawny 50-latek nawet rysami nie przypomina Azjaty. Prawdę o tym, że naprawdę nazywa się Piłsudski, poznał kilkanaście lat temu. Nazwisko Kimura to wynik wynaradawiania Ajnów przez Japończyków. Blokowano im też dostęp do nauki. Dlatego Sukezo został ogrodnikiem, a Kazuyasu prowadzi małą firmę budowlaną.

Dziś już wie, że brat dziadka był przywódcą Polaków. Wie też zapewne, że w III RP nie dzieje się najlepiej. Bałagan, korupcja, partyjniactwo, brak autorytetów. Często słychać głosy: jakże brakuje nam Marszałka.

Marszałka i jego brata już nie ma, ale jest właśnie Kimura - jedyny potomek Piłsudskich w linii męskiej. To chyba nie gorsze, niż bycie kuzynem Bora-Komorowskiego. I nieważne, że Kimura nie stawia - tak jak Marszałek - pasjansów i że zna tylko japoński. Przecież żaden z naszych liderów nie jest lingwistycznym orłem, a nawet orlikiem. A pamiętając o zdolnościach dziadka Bronisława, władającego kilkoma językami, szybko nadrobiłby braki. A ponadto są tłumacze. Najważniejsze, aby rozumiał rzeczywistość. Oznaczałoby to, że Kimura bardziej niż inni nadaje się na nowego przywódcę Polaków? Na prezydenta? Państwu szczególnie przydałoby się jego doświadczenie zawodowe. Tym bardziej że zna się na budowie dróg, autostrad... A przynajmniej przywróciłby nam pamięć o "królu Ajnów", który spoczywa zapomniany na cmentarzu w Paryżu. I pomógł zakończyć budowę muzeum jego brata Józefa w Sulejówku.