"Nie brakuje jednak protestów" - odnotowała skwapliwie "Gazeta Wyborcza", która nienawidzi Kurasia jak ognia. Nienawidzi szczerze, z całego serca. Dlaczego akurat jego? Dziennikarz "GW" ujął to jakże lapidarnie: "Bo postać Ognia do dzisiaj budzi skrajne emocje. Dla jednych był bohaterem, inni uważają go za bandytę".
Ale właściwie kto Kurasia tak postrzega? Kim są ci "inni"? Uściślijmy: to właśnie ludzie z Czerskiej. Gdyby miano tam wieszać, Kuraś poszedłby na pierwszy ogień. Wieszać przy gabinecie naczelnego afisz z napisem: "Za głowę groźnego przestępcy wysoka nagroda".
Ale wciąż nie wiemy, dlaczego jego tak nienawidzą? Przecież w ogóle "wyklętych" nie kochają, bo ośmielili się podważać czerwony porządek świata, ducha dziejów. Czemu zatem "Ogień"? Bo mordował Żydów. A że często byli czerwoni, że często z PPR, KBW i UB, że mordowali Polaków - to już nieważne. Mordował Żydów i już. Bo tak to widział Jacek Kuroń, który w autobiograficznej "Wierze i winie" napisał: "Ogień - Józef Kuraś - legendarny przywódca Podhala, najpierw należał do AK, potem założył własną bandę (
...) i niesłychanie długo terroryzował Podhale. (...
) Rozwalał czerwonych i Żydów".
Kuraś "rozwalał" Żydów, choć nigdy nie zostało mu to udowodnione. Ale dowodów nie trzeba, bo aby zostać antysemitą, wystarczy krzywo spojrzeć na osobę, nie wiedząc nawet, że jest Żydem. A te terrorystyczne bandy to też pozostałość komuszej propagandy.
Z tą propagandą walczy od lat Instytut Pamięci Narodowej i od lat włodarze III RP obcinają mu budżet. Nad tym "Wyborcza" nigdy nie płakała, tak jak zawsze płacze nad ofiarami "Ognia". Najlepiej, gdyby IPN w ogóle zlikwidować, bo wtedy Kuraś nie będzie dla nikogo bohaterem, a już tylko - jak za komuny - bandytą. I nikt nie zareaguje, gdy na Zachodzie będą mówić o polskich obozach koncentracyjnych, a na Wschodzie - czy to w demokracji rosyjskiej, czy białoruskiej - że nie było Katynia.
Nie chcą pomnika "Ognia" na Turbaczu, ale nadal chcą "Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni" (tzw. Czterech Śpiących) w Warszawie. Bo władze stolicy uparły się, że po wybudowaniu stacji metra symbol sowieckiego zniewolenia nie trafi do skansenu w Kozłówce - gdzie jego miejsce - ale wróci na plac Wileński. Mimo że w Wilnie "śpiący" mordowali Polaków już od września 1939 roku. I nic się nie zmieni, dopóki duch walterowca Kuronia będzie wygrywał z duchem partyzanta "Ognia".