To dzięki tym dwóm profesorom Żołnierze Wyklęci mają dziś swój dzień, który jest obchodzony w całej Polsce, a także wśród Polaków za granicą. Nie zapominamy jednak o tym, że ten dzień zawdzięczamy Polakom, przede wszystkim młodym ludziom. To dzięki nim, dzięki inicjatywom oddolnym odrodziła się pamięć o żołnierzach tej niezwykłej armii, która była fenomenem na skalę światową. Podziemna armia biła się o Polskę po 1945 roku, tym razem z drugim sowieckim okupantem i wyznaczonymi przez Stalina polskimi zdrajcami - kolaborancką komunistyczną władzą i jej aparatem represji. Tej władzy Polacy nigdy nie wybrali, bo w latach 1944-1989 nie odbyły się w naszym kraju żadne wolne, demokratyczne wybory.
Teraz rządzących możemy wybierać. Wybieramy też – pośrednio – szefów instytucji państwowych, w tym prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Wobec tej instytucji pojawia się szereg zarzutów, nie tylko związanych z (nie)działaniem pionu prokuratorskiego. A przed chwilą okazało się, że IPN chce odebrać podmiotom obywatelskim organizację święta Żołnierzy Wyklętych.
Dlatego przypominam, że 1 marca, jak co roku, obchody na „Łączce” Powązek Wojskowych w Warszawie organizuje Fundacja „Łączka”. W miejscu szczególnie związanym z Żołnierzami Wyklętymi, gdzie byli zakopywani po sowieckim, katyńskim strzale w tył głowy w katowni bezpieki przy u. Rakowieckiej. Potem udało się ich ekshumować, a wielu zidentyfikować. Praca naukowców IPN nie byłaby jednak możliwa, gdyby nie działania takich społecznych organizacji jak Fundacja „Łączka”. Warto "zapominalskim" o tym przypominać.
1 marca 1951 r. zostali zamordowani w mokotowskim więzieniu: prezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość ppłk Łukasz Ciepliński i sześciu jego współpracowników – mjr Adam Lazarowicz, mjr Mieczysław Kawalec, kpt. Franciszek Błażej, kpt. Józef Rzepka, por. Karol Chmiel, por. Józef Batory. To symboliczny, tragiczny koniec największej polskiej organizacji zbrojnej XX w., fenomenu ukrytego pod nazwami: Służba Zwycięstwu Polski, Związek Walki Zbrojnej, AK oraz WiN.
38-letni Ciepliński wiedział, że nie będzie miał pogrzebu tylko zostanie wrzucony w tajemnicy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego tuż przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. To jak dotąd nie wystarczyło do identyfikacji jego szczątków wydobytych z „Łączki”. I to ppłk Cieplińskiemu i pozostałym Żołnierzom Wyklętym oddajemy co roku hołd na Powązkach.