Wypowiedzenie posłuszeństwa władzy miało nastąpić również w drodze zbrojnego puczu - przez wyprowadzenie wojska na ulice. Opozycjoniści przeszli od słów do czynów, dążąc za wszelką cenę do konfrontacji, a wręcz prowokując rozwiązania siłowe. Cykl był trzydniowy. I tak 10 grudnia efemerydowy, a do tego niemal bezzębny twór nazywający się "Obywatele RP" próbował zablokować kolejną miesięcznicę smoleńską na Krakowskim Przedmieściu. 13 grudnia sprzed byłego domu partii pod siedzibę PiS przeszła wcale nie pokojowa manifestacja. Nawoływano do obalenia nowej dyktatury Kaczora, gorszej od dyktatury Jaruzela.16 grudnia mieliśmy apogeum wydarzeń - rozpoczęła się blokada sali sejmowej, połączona z próbą zajęcia gabinetu marszałka, a na zewnątrz też blokada: uniemożliwienie wyjazdu posłom, których popychano i grożono im śmiercią. Ta "spontaniczna" akcja została precyzyjnie zaplanowana. Tłumek pod Sejmem nie pojawił się nagle, tylko demonstracja została zgłoszona dużo wcześniej, poparta instrukcją "jak zrobić majdan".
Z majdanu jednak nic nie wyszło, bo Sejmu nie opanowali, a na "obronę demokracji" pod Sejmem sił starczyło kodziarzom tylko na jedną noc. Potem ledwie kilka osób ogrzewało się przy koksownikach. I tak majdan zaczął przeobrażać się w ciamajdan, choć pierwsze symptomy pojawiły się już wcześniej. Do takich zaliczyć wypada przede wszystkim wyreżyserowaną "śmierć" członka lewackiej Krytyki Politycznej, który nagle położył się na asfalcie, a po sfilmowaniu całej scenki równie nagle ożył. Ciamajdanem były "spontaniczne" występy gwiazd opozycji na "spontanicznie" przygotowanej scenie: Giertycha, Lisa czy Komorowskiego, a pochwała przez ostatniego przemocy wobec posłanki Pawłowicz nosiła dodatkowo wszelkie znamiona buractwa.
Zobacz: Kaczyński wygrywa ten SONDAŻ, ale nie będzie zachwycony wynikiem
Ostatnimi podrygami ciamajdanu były selfie posłanek, gdy na korytarzu sejmowym stały przy wigilijnym stole (szkoda, że któraś nie przebrała się za św. Mikołaja), czy fotki z okupowanej sali sejmowej, gdy w swetrach i kurtkach układają palce w literę V. Szczególnie ciamajdanowe były świąteczne występy wokalne posłanki Muchy (tekst "nie pucz, kiedy odjadę" miał chyba nawiązywać do słów prezesa Kaczyńskiego o puczu opozycji). I taki ciamajdan ma potrwać przynajmniej do 11 stycznia. Bo poważnego majdanu już raczej nie uda im się zrobić.