Tadeusz Płużański: Wolnego słowa w Polsce NIE DA SIĘ ZAKNEBLOWAĆ

2011-09-19 16:09

Czytelnik musi mieć dostęp do informacji, ich interpretacji, idei dla państwa. Dlatego wszystkie opcje powinny budować swoje media. Myślę, że to się uda. Koncesjonowane słowo już dłużej się w Polsce nie utrzyma. Decydentem jest tu rynek, który z trudem, ale jednak wymusza pluralizm

Wolność nauczania i wyrażania opinii w książkach i prasie stanowi podstawę zdrowego i naturalnego rozwoju każdego społeczeństwa - powiedział kiedyś Albert Einstein. Jeśli każdego, to polskiego zapewne też. Szczególnie wolność wyrażania opinii (czytaj: wolność słowa) powinna być obecna w demokracji, w której wolność ową gwarantuje wszystkim obywatelom konstytucja.

A zatem demokratyczny wolny kraj, jakim jest III RP, pozwala mediom rzetelnie zbierać informacje, aby wypełniły następnie spoczywający na nich obowiązek rzetelnego przekazywania ich czytelnikom bądź widzom. Mediom nie wolno zakładać kagańca, a tym bardziej one same nie powinny zakładać go "wrogom": osobom i środowiskom niewygodnym. A takich przykładów było ostatnio aż nadto, by przypomnieć tylko nagonkę na Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza napiętnowanych za "Bolka", sprawę Jarosława Marka Rymkiewicza wytoczoną przez "Gazetę Wyborczą" za "spadkobierców KPP" czy znanego dziennikarza śledczego Jerzego Jachowicza, który przegrał proces z byłym esbekiem.

To uderza we wszystkich

Prześladowanie naukowców, poetów, dziennikarzy czy kogokolwiek myślącego inaczej, czyli "nieprawomyślnie", uderza nie tylko w te osoby, ale w nas wszystkich. Krępuje dostęp Polaków do informacji. Gwałci wolność słowa. Dlaczego? Bo prowadzi do sytuacji, kiedy dziennikarz w obawie przed szykanami, czy często jeszcze gorszą infamią salonu, będzie unikał trudnych tematów. Żeby nie podpaść, nie będzie pisał o rozkradaniu Polski przez politycznych przestępców, często powiązanych z tymi przebranymi za biznesmenów, funkcjonariuszy specsłużb czy ze zwykłymi kryminalistami. Nie będzie wytykał często PRL-owskiej genezy tych związków. Nie będzie tropił nadużyć urzędników nie tylko na szczeblu centralnym, ale też lokalnym. Przypadków, kiedy władza nęka zwykłego obywatela, który chce normalnie żyć, rozwijać się i płacić oczywiście jak najmniejsze podatki.

PRL pełną gębą

Ale myliłby się ten, kto uważa, że media w III RP da się zakneblować. Bo nie da się! To już nie czasy komunistycznej dyktatury, kiedy wszelkie wolności, w tym wolność słowa, były zabijane. Chociaż np. prawo prasowe, narzucające autoryzację wywiadów, mamy jeszcze z 1984 roku. A to przecież PRL pełną gębą. Ową kontrolę wypowiedzi wprowadził Jaruzelski - uważany przez cierpiących na amnezję za ojca założyciela naszej demokracji, a zatem i wolności słowa, a tak naprawdę moskiewska marionetka i autor stanu wojennego. Chociaż - i teraz uwaga! - nową ustawę o stanie wojennym, autorstwa prezydenckiego BBN, zaczął już procedować Sejm. Głowa państwa - na wniosek rządu - będzie mogła zamknąć wroga oraz ograniczyć, a nawet zawiesić wszelkie inne wolności i prawa obywatelskie. Wolność słowa przekreśliłaby cenzura. To wszystko oczywiście w przypadku zewnętrznego zagrożenia Ojczyzny, niemniej jednak brzmi groźnie. W porównaniu do czasów wojny polsko-jaruzelskiej przepisy idą jeszcze dalej (przecież świat się rozwija!) i definiują nowe zagrożenie: atak w cyberprzestrzeni. A ponieważ w projekcie brakuje jasnych kryteriów, według których prezydent miałby podejmować decyzje, złośliwi mówią, że tu nie o wroga zewnętrznego chodzi. A np. prawdziwie zagrożone terroryzmem Stany Zjednoczone takich zabezpieczeń nie wprowadziły. Projekt ustawy prezydent Komorowski złożył na ręce marszałka Schetyny 10 czerwca 2011 roku. Szkoda, że nie 4, w rocznicę pierwszych koncesjonowanych wyborów. Byłoby symbolicznie.

Koniec słowa reglamentowanego

Ale nie lękajmy się. Nowy stan wojenny w Polsce nie przejdzie, a koncesjonowany układ z początku lat 90. też się ma ku końcowi. Kończy się czas, gdy reglamentowana rewolucja na wiele lat wprowadziła reglamentowane słowo. Gdy wraz z Okrągłym Stołem powstał monopol na solidarnościową prawdę.

Myśleć swobodniej

Z biegiem lat mamy w mediach coraz więcej pluralizmu. Nowe projekty o zróżnicowanym obliczu politycznym dowodzą, że naturalne prawo człowieka do zdobywania informacji jest silniejsze od blokad. Najlepszy przykład mają państwo przed sobą. Startują też pisma: "Wprost przeciwnie" czy "Gazeta Polska Codziennie". To dobrze, że różne światopoglądy, nawet te, z którymi się nie zgadzamy, mają swoje forum. Niech ich będzie jak najwięcej. To służy debacie, wymianie myśli. Bo przecież nie wszyscy w Polsce myślą tak samo. A nasza scena polityczna to nie tylko dwa dominujące, zwalczające się obozy, które zresztą też nie są monolitem. Czytelnik czy widz musi mieć możliwość wyboru idei i propozycji dla Polski. I nie chodzi o to, żeby wszystkich na siłę uszczęśliwiać, żeby wmawiać im, że będzie się im żyło lepiej. Chodzi o to, żeby Polacy swobodniej myśleli i podejmowali decyzje. Także w najbliższych wyborach.

Tadeusz Płużański

publicysta, szef działu Opinie"Super Expressu"

Artykuł pochodzi z nowego tygodnika opinii: "to ROBIĆ!"

Tygodnik to ROBIĆ! ukazuje się w każdy wtorek jako bezpłatny dodatek do Super Expressu.