Dyrektor Wojskowego Biura Historycznego i wiceprzewodniczący Kolegium IPN trafił w sedno. Bo z jednej strony należy się cieszyć, że dziennikarze Polskiego Radia i „Rzeczpospolitej” odnaleźli część archiwum towarzysza generała Czesława Kiszczaka – prócz papierów osobistych (dokumentacja medyczna, linia obrony podczas procesów i nominacja generalska!), to kilkaset stron dokumentów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa (stan wojenny, zabójstwa Grzegorza Przemyka i ks. Jerzego Popiełuszki) i tych potwierdzających (po raz kolejny), że Wałęsa był agentem SB o pseudonimie „Bolek”. Znalazł się tam również oryginał listu kaprala Lecha Wałęsy do generała Wojciecha Jaruzelskiego napisanego podczas internowania przywódcy "Solidarności" w Arłamowie 8 listopada 1982 r. A pomiędzy wycinkami, w których Wałęsa zaprzecza swojej agenturalności, list Kiszczaka do niego, datowany na 31 maja 1993 r. Były szef komunistycznej bezpieki dziwi się tam i zdaje się straszyć byłego agenta resortu, żeby nie pozwalał na lustrację i procesy generałów, bo agentura powinna być chroniona. Jednocześnie zapewnia o swojej „lojalności” wobec niego. Przyznaje także, że w MSW niszczono materiały Departamentu IV, inwigilującego Kościół.
Ale smucić musi fakt, gdzie owe materiały zostały odnalezione. Otóż 23 pudła z tysiącami dokumentów i kilkoma godzinami nagrań wideo (nakręcili je SB-ecy podczas rozmów w Magdalence) spoczywają sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic, w USA, w Hoover Institute w Stanford. Smucić musi też to, w jaki sposób znalazły się za Oceanem. Bo Kiszczak sprzedawał je za życia (zakup teczki TW „Bolka” miał zablokować sam prezydent Obama), a po jego śmierci w 2015 r. robiła to wdowa Maria Teresa (jakieś nawiązanie do Świętej Cesarzowej Rzymskiej?). Kto na to pozwolił? Dlaczego nie zostały przejęte przez państwo polskie – przecież powinny spoczywać w naszych archiwach. Dlaczego – wbrew zapewnieniom – w willi Kiszczaka prokuratura IPN w czasach PO nie dokonała przeszukania, tylko Maria Teresa wydała śledczym to, co chciała. Bo ostatnie akta wdowa miała sprzedać pół roku temu. W końcu, dlaczego prokuratura IPN do dziś nie przeszukała innych domów komunistycznych notabli i zbrodniarzy, w których zapewne znajdują się podobne dokumenty?