Tadeusz Płużański: Szymański u Lisa

2011-10-22 14:00

Tomasz Lis klęczący nago na betonie, w zimie wrzucany do celi bez okna. Jednocześnie polewany zimną wodą. Ma zmiażdżone palce u rąk i nóg, zerwane paznokcie. Bicie i kopanie po całym ciele to przy tym pikuś. Straszony śmiercią własną i najbliższych podczas pozorowanych egzekucji. W końcu rozstrzelany, a jego głowa na polecenie Szymańskiego została rozbita o ścianę.

Wśród więźniów Rakowieckiej - szczególnie kobiet - to nazwisko budziło powszechną grozę. Nawet wśród podwładnych, potwierdzających jego wyjątkowy sadyzm. Nawet obersadysta Różański opieprzył go, że jest zbyt okrutny. Ale Lis się nie boi...

Polska Agencja Prasowa podała, że w programie "Tomasz Lis na żywo" Tadeusz Szymański (funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w PRL) wystąpi razem z Robertem Biedroniem i Robertem Leszczyńskim (Ruch Palikota), Johnem Godsonem i Stefanem Niesiołowskim (PO) i prof. Magdaleną Środą (etykiem). Jak zwykle obiektywny zestaw gości. Ale z tym Szymańskim to przeholował - nawet fani Lisa się oburzyli. I przeholowałby, gdyby ich ktoś nie wpuścił w maliny...

Bo śledczy Tadeusz Szymański okazał się europosłem Tadeuszem Cymańskim. Ale mógł Tomasz Lis wziąć do serca słowa tego pierwszego sprzed kilku lat, kiedy sądzony za zbrodnie stalinowskie, ze strachu przed wysokim wyrokiem apelował, "żeby po 60 latach podać sobie ręce i żyć jak Polak z Polakiem". Bez wyznania win i przeproszenia ofiar. Albo mógł Lis wczytać się w "Gazetę Wyborczą", która tak "potępiła" jego bestialstwo: "Tuż po wyroku Szymański, zgarbiony, wychudzony staruszek rzucił do dziennikarzy: "Czuję się niewinny" i pokuśtykał do windy". Bo Szymański mówił przecież, że nie prowadził śledztw, a jedynie prace administracyjne, gdyż był... magazynierem.

Ale Tadeusza Szymańskiego w studiu nie było. "Depeszę przygotowała stażystka, która rozmawiając z osobami odpowiadającymi za program Lisa, usłyszała nazwisko Szymański. Ale mogła źle usłyszeć, sprawa jest wyjaśniana" - ogłosił zastępca naczelnego PAP, zamiast przeprosić widzów i Lisa. Na żywo wystąpił poseł Cymański. Ale strasznie i tak było - bo prócz ojca Pawła Gużyńskiego, z którym łączono się w innym studiu - wszyscy byli przeciwko niemu. A poszło oczywiście o sprawę dla Polaków najważniejszą, czyli krzyż.

Ale historia Szymańskiego ma dalszy ciąg - po odejściu z Rakowieckiej w 1956 r. Szymański - aż do 1989 r. był oficerem stołecznej MO. Takich jak on chwalił w 1990 r... Lech Wałęsa. Na opublikowanym właśnie przez portal Rebelya.pl filmie z archiwum IPN mówi: "Społeczeństwo miało do SB stosunek negatywny. Natomiast ja, jak wiecie, przez 15 lat byłem obstawiany. I muszę powiedzieć, że dwie trzecie z tych ludzi bardzo szanowałem i nie mam do nich pretensji. (...) to jak na te służby porządni ludzie i można było nawet z nimi współżyć, nawet tak daleko. No, ale jak ja powiem to publicznie, to przecież mnie ludzie ukamienują". Wałęsa ukamienowany nie został. Ale choć publicznie do owego "tak dalekiego współżycia" się nie przyznał, to za mówienie o tym wytacza dziś procesy i wyrzuca historyków z pracy. A jak się mają ci "porządni"? Podobno trafili do Sejmu. I razem z posłami Biedroniem i Grodzką walczą z krzyżem, aby przykryć nieudolność Platformy. Gdyby Szymański był młodszy, też by pewnie pomógł.