Tadeusz Płużański: Racja po obu stronach?

2014-04-05 4:00

"Dziennik Sławieński" dał ogromny tytuł na pierwszej stronie: "Wpadka. Podczas inscenizacji (ataku polskich żołnierzy na siedzibę UB) wulgarne słowa - słuchały ich dzieci". I dalej: "pokazano też drastyczny fragment filmu" (egzekucję rotmistrza Pileckiego), "inscenizacja wzbudziła dyskusję i kontrowersje". Potem dziennikarz pytał mieszkańców nie o Żołnierzy Wyklętych, tylko o te "kontrowersje". Zorganizowany po raz pierwszy w Sławnie, z wielkim rozmachem, Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych został opisany niemal jak 3 maja w PRL-owskiej "Trybunie Ludu".

Podobne kłopoty z historią ma Ciechanów. Bo choć przed sądem stanęła tu wreszcie powszechnie znana stalinowska bestia: Marian K., nazywany Krwawym Mańkiem, oprawca byłego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w tym mieście, to przebieg sprawy pozostawił niesmak. Zaczęło się od tego, że brutalny ubek, choć cieszy się dobrą kondycją i mieszka ok. 150 metrów od sądu, został dowieziony karetką pogotowia w asyście medyków. Potem oczywiście nie przyznawał się do winy, twierdził jedynie, że zwalczał "bandy" (Żołnierzy Wyklętych). Żadnego przymusu nie stosował, nie słyszał też, żeby robili to inni ubecy. Ciechanowski UB w ogóle był sanatorium - do zatrzymanych zwracano się "Pan", Pani", "rozmawiano" z nimi nie godzinami, ale od 10 do 20 minut.

A metody "Krwawego Mietka" polegały na biciu, sadzaniu na nodze odwróconego taboretu, wsadzaniu do karceru. Dziś można było odnieść wrażenie, że sąd bardziej daje wiarę kłamstwom ubeka niż zeznaniom jego ofiar. A Marian K. może swobodnie mówić, że IPN to Instytut Pomiatania Narodem.

Zobacz: Komunistyczny generał będzie pochowany na Powązkach. Tuż przy dołach śmierci Żołnierzy Wyklętych!

W całej Polsce bestsellerem została właśnie książka "Brudne serca. Jak zafałszowaliśmy historię chłopców z lasu i ubeków" Anny K. Kłys. Chwalili ją (zanim nie dostrzegli manipulacji) historyk Antoni Dudek czy dziennikarz Bogdan Rymanowski. Autorka stara się rozgrzeszać inną komunistyczną bestię: szefa aresztu UB w Poznaniu Jana Młynarka, który nie tylko sadystycznie znęcał się nad więźniami (aresztowani zapamiętali go jako psychopatycznego potwora), lecz także wykonywał wyroki śmierci metodą katyńską. "Za dwa tygodnie święta. Choinka. Córka naczelnika Młynarka ma już 8 miesięcy, wyrzynają się jej zęby, dużo płacze. Jan i jego żona są zmęczeni" - to jeden z opisów kata. Z drugiej strony pani Kłys w negatywnym świetle przedstawia jedną z wielu ofiar ubeka, skazanego na śmierć Stanisława Cichoszewskiego - autorka twierdzi, że nie był on patriotą, chociaż historycy dysponują wieloma niezbitymi tego dowodami. Sens książki streszcza się w tytule: wszyscy mieli brudne serca, a racja była po obu stronach - Żołnierzy Wyklętych, ale też (a może przede wszystkim) mordujących ich ubeków. Trudno się dziwić, że pozycję entuzjastycznie przyjęła "Gazeta Wyborcza". Dla pełnego obrazu dodajmy, że Anna K. Kłys to córka ubeka/esbeka Stanisława Kłysa, który przez wiele lat prześladował legendarnego obrońcę uczestników poznańskiego Czerwca '56, mecenasa Stanisława Hejmowskiego.

A mnie najbardziej spodobało się podejście do historii młodych Polaków z Patriae Fidelis w Wielkiej Brytanii, którzy na cykl wykładów zaprosili prof. Zygmunta Baumana, "wobec którego padło w ostatnim czasie wiele oszczerstw", a który "rozsławił Polskę w świecie kultury i nauki". Udany żart na prima aprilis.

Polub se.pl na Facebooku

Nasi Partnerzy polecają