"Świetnie sprawdza się w takich spotkaniach. Ma cierpliwość, by przez pół godziny słuchać trzech narzekających kobiet. I by przez pół godziny w tłumie przejść 10 metrów. ( ) Jest przekonujący. Sam był w życiu bardzo biedny, jego siostra, jak sam mówi, także zarabia bardzo mało". Tak pisał o Gierku jakiś PRL-owski propagandysta? Nie, to dziennikarz Tomasz Machała wychwala cnoty Tuska.
"Przez najbliższe trzy tygodnie >>Autobus Tuska<< odwiedzi kilkadziesiąt miejscowości. Pierwszego dnia akcji w terenie Tusk był w trasie 17 godzin, przejechał około 500 km" - donosili inni dziennikarze, którzy razem z Machałą, Tuskiem oraz jego sztabem doradców i ministrów rozpoczęli tournée po Polsce. Zakłady pracy, komendy policji, remizy strażackie. Szkoda, że PGR-ów już nie ma.
Premier - przodownik pracy - chce poznać problemy wszystkich. - Tylko pogoda nie zawsze dopisuje - żalą się niektórzy. Przemierzając kraj wzdłuż i wszerz, śpiewają Kaczmarskiego: "Pędzimy przez polską dzicz. Wertepy chaszcze błota. Patrz w tył tam nie ma nic. Żałoba i sromota. W Czerwonym Autobusie mija czas!". A umęczony lud, mijany przez pędzący "Tuskobus", nuci: "Upiorów małych rząd. Zwieszony u poręczy. W żyły nam sączy trąd. Zatruje! I udręczy! Za oknem Polska w tęczy! Jedźmy stąd!". Tuskowi ministrowie, machając zza lśniących szyb do ludu, skandują: Do Irlandii, do Irlandii!
To wersja nie dla gawiedzi, ściśle tajna. Jakże inaczej brzmi ta oficjalna, pijarowska, na motywach pieśni Władysława Szpilmana: "Gdy o świcie pędzę wichrem przez ulice. Jak przyjaciel dobry miasto wita mnie ( ) Proszę wsiadać, nikt nie spóźni się do pracy. Pojedziemy szybko, choć wokoło las. Las rusztowań wokół nas. To właśnie znaczy, że nie stoi tutaj w miejscu czas". Uśmiechnięty premier woła: "Do autobusu zapraszam wszystkich. Jestem przygotowany na trudne rozmowy. Mam kondycję". Polska w budowie! Polska w autobusie!
"Autobus czerwony. Przez ulice mego miasta mknie. Mija nowe jasne domy. I ogrodów chłodny cień". Tuskobus, Tuskobus - wtórują pijarowcy Tuska. Oni zadbali, aby premier występował na tle zadbanych domów, nowych basenów i oczywiście chluby tej władzy - orlików. Kamerzystów ustawiano tyłem do wrogich transparentów: "Przeżyliśmy Ruska, przeżyjemy Tuska", "Rządu niespełnione obietnice - temat zastępczy kibice" - bo "zakłócały" powagę gospodarskiej wizyty.
"Nie ma pan premier wrażenia, że niektórzy tutaj nie przyszli z własnej woli" - spytała odważnie jedna z dziennikarek. "Mam" - odpowiedział bezkompromisowo premier. Pewnie tych niektórych zagnał tu pod kolbami PiS i ich zapyziały guru-dyktator "Kaczor".
Prawdziwie "zwykli" ludzie nie zostali dopuszczeni. "Czasem dziewczę spojrzenie rzuci ku nam jak płomienny kwiat". Premiera ma witać lud zadowolony. Lokalne władze są przygotowane, zawczasu PO-informowane o "spontanicznych" odwiedzinach. Choć zdarza się, że "zakłócenia" przenikną do środków masowego przekazu - misterny plan pokrzyżuje jakiś paprykarz, kibol czy łkająca kobieta, która chce się targnąć na życie. Nie wiedzieć czemu, bo Polska Tuska mlekiem i miodem płynie. Ale premier wie, jak się zachować: "Bez desperackich myśli" - pociesza spokojnie. "Współczujemy ciężkiej pracy!" - takie hasła władza docenia, by zapracowany Tusk mógł skromnie odpowiedzieć: "Robota jak robota" i dalej rozdawać autografy.
Tylko powitań chlebem i solą już nie ma. I przemówień w stylu: "Możemy się pochwalić, że naszą budowę odwiedził pierwszy sekretarz KC towarzysz Gierek. Czujemy się zobowiązani, że na pewno nie zawiedziemy" - mówił ppłk Zdzisław Szymański nadzorujący pracę żołnierzy przy budowie sztandarowego dzieła PRL - gierkówki. I choć czasy zmieniły się na lepsze, to zadłużenie państwa wzrosło. A drogi? Tusk gierkówką raczej nie pojedzie, bo musiałby pierwszy raz w życiu "zobaczyć te osławione korki". Ale zdeterminowany obieca, że "zrobi więcej". A na koniec tych "niereżyserowanych" spotkań i tak zagłosuje na siebie. A my? Na hasło: "Pomożecie?", możemy dziś odpowiedzieć: "Zobaczymy".