W najnowszym felietonie Tadeusza Płużańskiego możemy dowiedzieć się ciekawych informacji o czasach, które choć przeminęły, w pamięci historycznej pozostają na zawsze. I właśnie ta pamięć historyczna pozwala Płużańskiemu na to, aby przekazywać czytelnikom "Super Expressu" ciekawe informacje, których próżno szukać w innych miejscach. Tym razem Płużański postanowił przybliżyć czytelnikom temat rozbicia obozu NKWD przez polskich żołnierzy. Zapraszamy do zapoznania się z felietonem i komentowania jego treści. Kim był ppor. Edward Wasilewski „Wichura”? Co robił? Tego dowiecie się Państwo z felietonu Płużańskiego. Zapraszamy do czytania!
„Wyzwalali” na Wschód
W nocy z 20 na 21 maja 1945 r. 44-osobowy oddział ppor. Edwarda Wasilewskiego „Wichury” rozbił obóz specjalny NKWD nr 10 w Rembertowie, uwalniając ponad 500 niepodległościowców. Dlaczego wtedy? Akowcy wiedzieli, że na 25 maja Sowieci zaplanowali wywózkę więźniów do ZSRS - oczywiście w ramach dalszego „wyzwalania” Polski. Mieli nadzieję uwolnić m.in. Ludwika Wolańskiego „Lubicza” – byłego komendanta Obwodu „Mewa-Kamień”, jednak bolszewiccy oprawcy „wyzwolili” go już, czyli zamordowali w grudniu 1944 r.
Wszyscy więźniowie docelowo mieli zostać „wyzwoleni” w głąb Związku Sowieckiego, bo założony w grudniu 1944 r. spec-obóz nr 10 był w istocie punktem zbornym przed deportacją na nieludzką ziemię. Zgodnie ze zbrodniczą praktyką Sowieci przejęli go po „nazistach”, czyli Niemcach. Tak jak KL Auschwitz, Stutthof, czy Majdanek. Ale u „wyzwolicieli” sowieckich też nie było co jeść i szerzyły się choroby, np. czerwonka (co przez skojarzenie z czerwoną zarazą nikogo nie powinno dziwić).
Kogo Sowieci „wyzwalali” w Rembertowie i chcieli „wyzwolić” na Wschód? „Bandytów” z faszystowskiej Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, i najbardziej zbrodniczych Narodowych Sił Zbrojnych. Zanim uwięzili ich w Rembertowie: drugim kręgu sowieckiego „raju” i przed wywózką do trzeciego: sowieckich łagrów – wielu poddali ciężkiemu śledztwu w pierwszym kręgu: aresztach i więzieniach NKWD w podbitej Polsce.
Wcześniej, na rozkaz „Wichury” i „Wichra” - ppor. Edwarda Świderskiego, Polacy przez kilka miesięcy obserwowali obóz: liczbę posterunków, zabezpieczenie bramy, rozstawienie baraków i wartowni, codzienne zachowania Rosjan.
„Po wyważeniu furtki przy bramie weszliśmy do środka, likwidując stojących tam wartowników. Kilku z nas wpadło do domku. Miał dwie izby. W pierwszej siedział na krześle sowiecki oficer. Nogi miał w misce z wodą. Przed nim klęczał jakiś człowiek. Wyglądało jakby mył enkawudyście nogi. Oficer sięgnął po broń. Nie zdążył. Zwalił się z krzesła martwy. Cywil zawołał do nas, że jest więźniem, żeby go nie zabijać” – wspominał Albin Wichrowski "Góral". W akcji, która trwała 25 minut, zginęło ponad 60 „wyzwolicieli”, przy stratach własnych trzech żołnierzy.
200 z ponad 500 uwolnionych, sowieccy „wyzwoliciele” - wskutek wielkiej obławy, wzmocnionej listami gończymi - ujęli, a następnie torturowali i mordowali. Pozostałych 1100 „wyzwolili” 4 lipca 1945 r. do więzienia w Rawiczu, ale części szczęśliwie udało się uciec, albo zostali odbici przez oddział mjr Mariana Bernaciaka „Orlika”.