Tadeusz Płużański

i

Autor: Mariusz Grzelak Tadeusz Płużański

Tadeusz Płużański: Ktoś tu musi trwać

2016-05-21 4:00

„Polska i Węgry zdecydowały, że demokracja to dla nich zbyt wielki problem i wolą dyktaturę na wzór putinowski”. Słowa te wypowiedział tydzień temu Bill Clinton. Wypowiedział na wiecu wyborczym swojej żony Hillary ubiegającej się o prezydencką nominację demokratów, bo to część kampanii wyborczej Clintonów (w przyszłej(?) administracji Bill ma zajmować się gospodarką).

Niestety, w tej kampanii brzydko się chwytają, a kozłem ofiarnym stały się Polska i Węgry. Robi to – naszym kosztem – Bill, bo Hillary jest pozbawiona jakiejkolwiek charyzmy. Dwukrotny prezydent USA, bohater afery rozporkowej, atakując kandydata republikanów Donalda Trumpa, posłużył się Kaczyńskim i Orbánem. Żeby ośmieszyć miliardera, wykorzystał przywódców Polski i Węgier, porównując ich kłamliwie do Putina. Tak jak nasi przyjaciele Węgrzy zostaliśmy potraktowani w sposób instrumentalny. Ale Bill myślał pewnie, że nikt z Polski – jak przez ostatnie osiem lat – nie zareaguje. Szczęśliwie nie rządzi już układ PO-PSL, a premier Beata Szydło uznała, że Clinton przesadził i powinien nas przeprosić. Dodała, że jej rząd wprowadza właśnie rozwiązania prawne mające chronić dobre imię Polski. „Opozycja szkaluje swój kraj, a postawa Clintona jest efektem kłamliwego obrazu Polski stwarzanego przez polityków opozycji” – stwierdził z kolei prezydent Andrzej Duda, sugerując, że byłego prezydenta USA – słabo zorientowanego w geopolityce – ktoś musiał wprowadzić w błąd. Kto mógł to zrobić? – zastanówmy się. Trudno bowiem przypuszczać, że Clinton, nie znając języka polskiego, mógł podobne brednie wyczytać w „Gazecie Wyborczej” czy obejrzeć w TVN. Ale zapewne zapoznał się z ich lewackimi amerykańskimi odpowiednikami – „New York Timesem” czy CNN. A przecież w „NYT” czy „Washington Post” teksty o naszym kraju piszą ludzie ze środowiska „GW”. Za pośrednictwem tych „życzliwych” Polsce dziennikarzy Bill mógł także poznać list byłych prezydentów RP broniących demokracji przed rzekomą dyktaturą (szkoda, że zabrakło tam czołowego demokraty Jaruzelskiego). Czytając takie artykuły, a także książki paszkwilantów w stylu Grossa światowa opinia publiczna jest przekonana, że w Polsce za chwilę znów zaczniemy mordować Żydów. Tak jak w czasie II wojny światowej w „polskich obozach koncentracyjnych”. Bo zoologiczny antysemityzm wyssaliśmy z mlekiem matki jeszcze w średniowieczu.Z takim antypolonizmem musimy walczyć, bajkom o dyktaturze przeciwstawiając Polaków, którzy wolność umiłowali. „Ktoś tu musi trwać bez względu na konsekwencje” – jak w 1946 r. postanowił rtm. Witold Pilecki, pozostając w pacyfikowanym przez Stalina kraju. Wzorem tego Żołnierza Niezłomnego musimy dziś trwać, walcząc z kłamcami o dobre imię Polski.

Zobacz: Tomasz Walczak: Ślepcy z Polski liberalnej