13 kwietnia 2018 r. w Szyszkach, w miejscu ostatniej bitwy Żołnierzy Niezłomnych, w 67. rocznicę komunistycznej zbrodni, odsłonięto pomnik i krzyż.
W listopadzie 1945 r. Sowieci zamordowali jego brata - Romana Dziemieszkiewicza "Pogodę". Wtedy "Rój" poprzysiągł, że do końca będzie walczył z drugim, czerwonym okupantem. Już jako 20-latek decyzją dowódcy NSZ został odznaczony Krzyżem Walecznych. W 1948 r. w uznaniu wybitnych zdolności dowódczych awansowany do stopnia starszego sierżanta. Dowodził kilkudziesięcioma akcjami przeciw funkcjonariuszom "ludowej" władzy, głównie kom-partii, aparatu terroru, agenturze. Rozbił ubeckie więzienie w Pułtusku (25/26 listopada 1946 r.) i uwolnił 65 przetrzymywanych tam kolegów. Próbował wziąć do niewoli gen. Piotra Jaroszewicza (politruka LWP, późniejszego premiera PRL), którego chciano wymienić na więźniów politycznych z powiatu ciechanowskiego, jednak zasadzka nie powiodła się.
Mieczysław Dziemieszkiewicz nie tylko walczył, ale też edukował. I tak 6 listopada 1949 r. w miejscowości Gołotczyzna nieopodal Ciechanowa zatrzymał pociąg osobowy, jego żołnierze rozdali antykomunistyczne ulotki, a sam dowódca wygłosił do pasażerów antysowieckie przemówienie. Następnie rozstrzelano jadących pociągiem stalinowskich przestępców. Oczywiście komunistyczna propaganda z "Roja" robiła bandytę, krwawego watażkę i pijaka mordującego niewinnych ludzi, a w rzeczywistości zdrajców. Przypisywano mu zbrodnie, których nigdy nie popełnił (jak np. zastrzelenie kilkuletniego dziecka).
"To nie jest mój syn. Nigdy go nie znajdziecie" - mówi matka Dziemieszkiewicza w końcowej sekwencji filmu Jerzego Zaleskiego "Historia Roja". Bo komunistyczne bestie mogły go co najwyżej pozbawić doczesnego życia, fizycznie wyeliminować. Niezłomne przesłanie "Roja" przetrwało, a jego atrakcyjność jest największą zmorą tych, którym nie jest wszystko jedno dogadywać się z komunistami, żeby było tak jak było.