"Sądzony był przez ponad 20 lat i żaden proces nie udowodnił, że był winien. Bo po prostu niewinny człowiek jest sądzony" - mówiła teraz Maria Kiszczak, towarzysząc mężowi zbrodniarzowi podczas jego badań sądowych w Gdańsku. Na pytanie dziennikarza o ofiary stanu wojennego odpowiedziała: "To było trzydzieści kilka osób, głównie z kopalni >Wujek<, to po pierwsze, po drugie stan wojenny był, żeby ratować Polskę przed samobójstwem".
Gwoli ścisłości: ofiar było około setki. Teraz odnośnie do "samobójstwa": historycy już dawno udowodnili, że żadna sowiecka interwencja zbrojna w grudniu 1981 r. nam nie groziła, a Jaruzelski z Kiszczakiem bajkę o "mniejszym źle" wymyślili już po okrągłym stole, aby mimo zawartego wtedy dealu chronić się przed ewentualną odpowiedzialnością.Inna bajka (post)komunistów jest taka, że przed wojną było gorzej. Tylko czy rządzący II RP kiedykolwiek wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi, będąc na usługach obcego, wrogiego państwa? A gdyby słynnej Berezy Kartuskiej, razem z Wilnem, Grodnem i Lwowem, nie ukradł nam Stalin, czy "nasi" komuniści nie urządziliby tam prawdziwego obozu koncentracyjnego?
Dziś w mainstreamowych mediach nieustannie pokazują taki obrazek: starszego pana (czyli właśnie Kiszczaka) przenoszą z karetki do szpitala. "To niehumanitarne" - podchwycili w duchu Marii Kiszczak salonowi politycy i publicyści, a pewien (post)komunistyczny tygodnik dał na okładce Kaczyńskiego w czarnych okularach, który "ogłasza stan wojenki". Bo to Kaczyński ma być zbrodniarzem, który podpala Polskę, a Kiszczak bohaterem, który ją uratował. Takie zakłamanie tym bardziej obliguje nas do tego, aby w nocy z 12 na 13 grudnia pójść pod willę Kiszczaka przy ul. Oszczepników 3 na warszawskim Mokotowie i przypomnieć, że to on jest zbrodniarzem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail