Zmiany w Polsce miały być korzystne dla Niemców, i przez lata były, również w sferze medialnej. Dlatego prócz nawoływań o konieczności zagłodzenia (finansowego) niepoddającej się niemieckiej hegemonii Polski (za te słowa niemiecka eurodeputowana Katarina Barley do tej pory nie przeprosiła) pojawiły się teraz apele o zachowanie niemieckiego monopolu na polskim rynku medialnym.
I tak Deutsche Journalisten-Verband (Niemiecki Związek Dziennikarzy) zażądał: „Komisja UE nie może stać bezczynnie, gdy narodowo-konserwatywna partia PiS stopniowo znosi niezależne dziennikarstwo”. To reakcja na kupno przez polski koncern PKN Orlen grupy wydawniczej Polska Press wchodzącej w skład niemieckiego holdingu Verlagsgruppe Passau.
Komisja Europejska ma interweniować w ramach „planowanego na początek 2021 r. zastosowania wobec Polski mechanizmu praworządności”. Niemieccy dziennikarze liczą zatem na to, że ziszczą się słowa niemieckiej szefowej KE Ursuli von der Leyen o powiązaniu unijnych funduszy z praworządnością - już od 1 stycznia tego roku: „Każde naruszenie, które nastąpi od tego dnia, będzie nim objęte”. Niemieckie groźby powtórzyła wiceszefowa Komisji Viera Jourowa, twierdząc, że już od stycznia (a nie za ok. dwa lata, jak by wynikało z normalnej procedury przed TSUE – gdzie będzie się odwoływała Polska; czy za ok. rok w przyspieszonym, rzadko uruchamianym przez TSUE trybie) KE „zajmie się” Polską i Węgrami.
Przeciwko żądaniu niemieckich żurnalistów zaprotestowało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, apelując „do organizacji i instytucji medialnych o stanowcze przeciwstawianie się rozpowszechnianiu takich nieprawdziwych opinii na temat sytuacji mediów w Polsce oraz rzetelne przedstawianie ich sytuacji zarówno na forum krajowym, jak i międzynarodowym”.
A ja nie muszę chyba Państwa przekonywać, że taka sytuacja w drugą stronę – dominacja w Niemczech polskiego kapitału, w tym medialnego, z różnych powodów byłaby niemożliwa. I polscy dziennikarze, czy polscy politycy – chociaż zapewne by mogli - nie pouczają niemieckich kolegów, jak powinni budować rynek medialny w Niemczech. Nie nawołujemy również np. do zmiany niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, jako nadmiernie upolitycznionego (chociaż w drugą stronę to się zdarza). Świetnie wszyscy wiemy, że byłaby to ingerencja w wewnętrzne sprawy naszego zachodniego sąsiada.