Pracownicy to oficerowie polityczni, a nie historycy. No, ewentualnie historycy IPN. Ale nie ma przecież historyków Polskiej Akademii Nauk czy Żydowskiego Instytutu Historycznego. Są po prostu historycy. Dlaczego? Bo tych placówek nikt się nie czepia. Tylko IPN to bękart III RP, którego można bezkarnie opluwać. I nie jest ważne, że od dekady pracują tam naukowcy o różnych poglądach, którym nawet publicznie dają wyraz. Po wybraniu na prezesa Janusza Kurtyki nie było żadnej opcji zerowej. Ale postępowcy muszą iść w zaparte - w IPN zalęgło się oszołomstwo.
Patrz też: Tadeusz Płużański: Nominacje w Kancelarii Prezydenta - powrót Unii Demokratycznej
Z czego te bajki się biorą? Historyk Andrzej Paczkowski nie ma wątpliwości: "z nienawiści do IPN". A jako żywo do PiS profesora zaliczyć się nie da. Widać w polskim piekiełku, które niszczy wszystko, co wartościowe, zachował zdolność niezależnego myślenia.
860 książek - to dorobek 10 lat Instytutu. O niszczeniu polskich elit przez obu okupantów - w czasie II wojny i po niej, sukcesach polskiego wywiadu, cichociemnych, Polakach ratujących Żydów, mordach UPA, żołnierzach wyklętych, opozycji w PRL, niezłomnych księżach, ojcach Hejmo, Ketmanach itd. O bohaterach i zdrajcach, postawach heroicznych i nikczemnych. Najkrócej - o życiu Polaków w trudnych, ale i ciekawych czasach. Książek napisanych ku pamięci i przestrodze. Aby zło nigdy się nie powtórzyło.
Ale wróg IPN powie: "Książki spalić, IPN zlikwidować". Im więcej cennych pozycji, tym gorzej dla oskarżonego. Bo książki te kojarzą mu się tylko z "historykami IPN" Gontarczykiem i Cenckiewiczem i ich TW "Bolkiem". Bo przecież tak pisać nie wolno! Był jeszcze Zyzak - też o TW "Bolku" i arcymerytoryczna analiza Mirosława Czecha: "Skandalicznej pracy Zyzaka nie wydał co prawda Instytut, ale wspólnotę ideową z jego linią czuć na kilometr".
Potem opisano TW "Alka". Też nieładnie! A gdzie prawda? - odparuje ktoś. Jaka prawda? Trzeba chronić siebie i kolegów. W imię demokracji, postępu, praw człowieka i może jeszcze np. walki z efektem cieplarnianym. I tu mamy prawdziwy powód gnojenia IPN. Powód, który nie pojawił się nagle za prezesury śp. Janusza Kurtyki, zresztą wybranego głosami PiS i PO, ale na długo przed powstaniem Instytutu.
Jeszcze jakieś sukcesy IPN? Wystawy, konferencje, seminaria. Przeważnie o "białych plamach", historii w PRL zakazanej. Nowoczesne archiwum, z którego korzystają nie tylko "historycy IPN". Rajdy, konkursy, witryny internetowe, a nawet komiksy i gry planszowe. To szczególnie ważne, bo trafia do młodzieży.
IPN to także promocja naszej historii za granicą, by wspomnieć tylko nieznaną postać rotmistrza Pileckiego entuzjastycznie przyjętą w Parlamencie Europejskim. Ogromny dorobek badawczy i edukacyjny, którego nie sposób policzyć ani podważyć. A jednak. Wróg IPN na to: "Zbiory zniszczyć, IPN zlikwidować". Wali jak cepem. Bo dla niego IPN równa się lustracja, najlepiej z przymiotnikiem dzika, mimo iż IPN to instytucja publiczna.
Bo to przecież te słynne teczki - spreparowane ubeckie kłamstwa, brudy. W tym szlamie utonąć miała cała Polska. Wieszczono katastrofę, wojnę domową, finis Poloniae! Nic takiego jednak się nie stało. Polska nie została zmieciona z mapy świata. Króluje polityka miłości. Częściowa lustracja spowodowała częściowe oczyszczenie życia publicznego. A gdyby tak po całości?
Jeszcze coś ten "zapyziały" IPN zrobił? Kilkaset śledztw w sprawie hitlerowskich i komunistycznych zbrodni - stalinowskich i tych z lat 80. Napiętnowanie katów, zadośćuczynienie ofiarom. "Śledztwa zamknąć, akta spalić, IPN zlikwidować" - krzyczy wróg IPN, jak w czasach okupacji uliczna szczekaczka. Książki można jeszcze przełknąć (bo niewielu je przeczyta), ale akty oskarżenia wobec starych, schorowanych ludzi? Nie godzi się! Powinni dalej chodzić uśmiechnięci po ulicach i wymachiwać wysokimi resortowymi emeryturami - dużo wyższymi niż niepodległa Polska może zaoferować ich ofiarom.
"Zlikwidować IPN" - zacięła się szczekaczka. W opuszczonych budynkach urządzić żłobki i przedszkola, bo likwidacja salek katechetycznych może nie wystarczyć. Zróbmy z Polski, tak jak zaborcy, intelektualną pustynię. Naród nie potrzebuje głowy, wystarczą sprawne ręce, które mogą pracować dla każdego. Obywatele normalnego państwa próbę wyrwania im pamięci uznaliby za zamach, sygnał do obalenia władzy. A u nas? U nas można tylko wołać, parafrazując słowa klasyka - odpieprzcie się od IPN! To nie bękart, ale jedno z nielicznych udanych dzieci III RP.
Przeczytaj koniecznie: Tadeusz Płużański: Hitler urodził się na Żoliborzu