Ale przecież Platforma miała wygrać - tak przynajmniej wynikało z wszelkich sondaży. Czyli, można rzec, jest całkiem odwrotnie, niż powiedziała pani premier: ten "kawał domowej roboty" w ogóle nie został odrobiony. Może dlatego, że przykład idzie z góry. Od samej Ewy Kopacz, która w trudnej sytuacji zamyka się w domu - jak usłyszeliśmy podczas jej pierwszego publicznego wystąpienia jako premier. Czyli jeśli nawet odrabia tam kawał roboty, to jej efekty nie są światu znane.
Zobacz też: Tadeusz Płużański KOMENTARZ: Więcej takich społecznych akcji
"Co mogę wam powiedzieć?" - pytała dalej premier Kopacz przegranych platformersów. "Powinniście mieć trochę więcej uśmiechu na twarzach. Wiecie dlaczego? Bo praca to nic złego, a przed nami bardzo ciężka praca" - takimi złotymi myślami podzieliła się ze smętnymi działaczami PO. Mówiąc o owej ciężkiej pracy, miała na myśli nadchodzące wybory prezydenckie i parlamentarne. Praca ma sprawić, że Platforma je wygra.
Sama Kopacz zadeklarowała: "Będę bliżej ludzi i będę pracować dwa razy ciężej niż przez te dwa miesiące". Cóż, gratuluję dobrego samopoczucia pracowitej pani premier i innym rządowym pracusiom. Żeby tylko nie ucierpiało na tym ich zdrowie. Bo obawiać się można np. o ministra Szczurka, który ma tyle pracy, że podobno (według pani premier) nie śpi po nocach.
Ale cóż tej ekipie pozostało? Lepiej niech już pracują (byle nie tak, jak szef Krajowego Biura Wyborczego Kazimierz Czaplicki), niż mieliby się odzywać. Bo gdy otworzą usta... Minister Piotrowska bajdurzy coś o służbach specjalnych, a minister Schetyna o Ukrainie jako polskiej kolonii.
"Z Donaldem Tuskiem łatwiej się wygrywało" - oceniła Małgorzata Kidawa-Błońska. To akurat prawda. Bo co by nie powiedzieć o Tusku, to efekty jego pracy były znane. Nie zamykał się w domu. Haratał w gałę albo biegał.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail