Jak czytamy na stronach Ministerstwa Kultury Muzeum powstaje w budynku dawnego Szpitala Dziecięcego Bersohnów i Baumanów przy ul. Siennej 60, w centrum utworzonej przez niemieckich okupantów, dawnej dzielnicy żydowskiej. Inicjatywa powołania muzeum też ma już swoją historię: premier Piotr Gliński decyzję podjął w listopadzie 2016 r., a instytucja powstała 28 lutego 2018 r.
Podczas uroczystości inaugurującej Muzeum Getta Warszawskiego prof. Gliński mówił, że elementem polskiego dziedzictwa narodowego „jest również dziedzictwo kulturowe, narodowe diaspory żydowskiej, która od 800 lat w Polsce żyje i funkcjonuje”. A obecny na wydarzeniu premier Mateusz Morawiecki uzupełnił, że dzięki placówce „będziemy mogli uczcić wielki, dramatyczny czyn powstańców getta warszawskiego - powstańców żydowskich, którzy w beznadziejnej sytuacji, w beznadziejnych okolicznościach walczyli tak naprawdę o godność, walczyli o to, żeby ich krzyk stał się trochę bardziej słyszany".
Co się zatem nie podoba? „Wyborcza” pisze bez ogródek: „Koncepcja muzeum od początku budziła kontrowersje. Rząd zapowiadał bowiem, że - mimo nazwy - nie będzie przedstawiało wyłącznie tragicznej historii getta. Wicepremier Piotr Gliński zapowiadał je jako "muzeum 800 lat miłości między dwoma narodami", a istotną część miała stanowić opowieść o bohaterstwie Polaków, którzy ratowali Żydów”. Cytowana prof. Havi Dreifuss z Yad Vashem (Centrum Badań nad Holocaustem w Polsce) tłumaczy odmowę wsparcia Muzeum brakiem „aprobaty dla mylnej historycznej narracji i wzmocnienia walki polskiego reżimu z polskimi badaczami, którzy nie dostosowują się do tego dyktatu”.
O jakich „polskich badaczy” chodzi? To oczywiście prof. Jan Grabowski i Barbara Engelking (była żona Michała Boniego). A „mylna historyczna narracja” ma polegać na tym, że „polski reżim” [PiS] chce Żydów „po ich śmierci zamienić na polskich obywateli”. Bo Polacy zdaniem współczesnych rewizjonistów nie pomagali Żydom, tylko ich mordowali. A z ofiar - obywateli II RP trzeba na siłę wydzielać ofiary żydowskie.