Lewaccy spadkobiercy Józefa Stalina, Feliksa Dzierżyńskiego, Bolesława Bieruta i innych morderców spod znaku sierpa i młota zatrzęśli się z oburzenia. Prezydent Rzeczpospolitej uczcił Brygadę Świętokrzyską Narodowych Sił Zbrojnych.
Zdaniem rodzimych ideologów sierpa i młota Andrzej Duda popiera organizację, która współpracowała z nazistami (poprawnie powinno się mówić – nazistowskimi, bądź hitlerowskimi Niemcami). Oczywiście nie o prawdę tu chodzi. „Współpraca” niektórych oddziałów zbrojnych polskiego podziemia, jeśli miała miejsce, to miała charakter taktyczny – na przykład czasowego zawieszenia broni. Do takich sytuacji dochodziło na Wołyniu, gdzie polskie oddziały zawierały (taktyczne i wymuszone warunkami zbrojnymi) sojusze, czy to z Niemcami, czy to z Armią Czerwoną. I tu jest chyba pies pogrzebany.
Bo przeciwnikom uczczenia chłopców z Narodowych Sił Zbrojnych, których najcięższą „przewiną” było to, że trafnie rozpoznali, iż Armia Czerwona jest nie wyzwolicielem, ale kolejnym okupantem, nie przeszkadza współpraca i jawna kolaboracja z oddziałami komunistycznymi. Prawda tymczasem jest prosta i oczywista – w czasie II wojny światowej Polacy walczyli na dwa fronty, z dwoma zbrodniczymi totalitaryzmami, z dwoma wrogami – hitlerowskimi Niemcami i sowiecką Rosją.
W przypadku oceny NSZ, Żołnierzy Wyklętych, polscy komuniści wpadają w rodzaj schizofrenii. Mówią o szacunku dla żołnierzy Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego. Jednocześnie twierdzą, że kult Żołnierzy Niezłomnych miałby niszczyć pamięć AK. Rzecz w tym, że ogromna grupa Niezłomnych służyła wcześniej właśnie w Armii Krajowej, walcząc z Niemcami. Spadkobiercy sowieckich zbrodniarzy twierdzą, że żołnierz AK, który zginął w Powstaniu Warszawskim był bohaterem, ale jego kolega, który powstanie przeżył i siedział na odwróconym krześle na Rakowieckiej, był katowany, miał wyrywane paznokcie, był już hitlerowskim sługusem.
Oczywista bzdura, jednak komunistom z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nihilistom z partii Wiosna oraz funkcjonariuszom partyjki Razem Adriana Zandberga miłość do Mao, Bieruta i Kim ir Sena już dawno odebrała rozum.