Czaszka ostatniego wyklętego, który zginął w walce, znalazła się dopiero w 2015 r., w wyniku działań IPN. Ale symptomatyczna była decyzja o umorzeniu śledztwa ws. znieważenia zwłok Franczaka, a jeszcze bardziej uzasadnienie umorzenia: Prokurator ustalił, że „polecenie odjęcia głowy wydano zgodnie z wówczas obowiązującym prawem i nie miało to na celu zbezczeszczenia zwłok, ale zabezpieczenie materiału dowodowego w śledztwie, które miało ustalić i pociągnąć do odpowiedzialności karnej inne osoby [SB chciała ustalić, u kogo „kadrowy bandyta”, leczył zęby]”. Czyli komuniści obcięli głowę „Lalusia” zgodnie z prawem. Może też - zgodnie z prawem - zamordowali go?Ponieważ prokurator ustalił równocześnie, że jedna z czaszek przechowywanych na Uniwersytecie Medycznym może być czaszką Józefa Franczaka, wszczęto inne śledztwo: w sprawie „przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego poprzez niewydanie osobom uprawnionym zwłok Józefa Franczaka oraz przekazanie czaszki uczelni medycznej do celów naukowych bez zgody krewnych”. Czyli nie zbrodnia na „Lalusiu” była „przekroczeniem uprawnień”, ale przekazanie czaszki w niewłaściwe ręce. A co z prokuratorem, który nakazał „zdjęcie głowy ze zwłok”?
I kolejne kuriozum: prokurator uznał, że „na obecnym etapie śledztwa nie ma materiału, który uzasadniałby postawienie komukolwiek zarzutów w tej sprawie”. Czyli barbarzyńcy obcięli głowę Franczakowi, a winnych nie ma i nie będzie! Spełniło się przynajmniej marzenie syna Marka, który mógł po latach dochować czaszkę do szczątków ojca.Jednak na tym kłopoty Marka Franczaka się nie skończyły. Ostatnio „nieznani sprawcy” zniszczyli krzyż postawiony w miejscu śmierci „Lalusia”. Czy dlatego, że syn Wyklętego nie ukrywał, że w wyborach prezydenckich poprze Andrzeja Dudę? Po tej deklaracji wylała się na niego fala hejtu – do tego stopnia, że lewacy, a także prawacy (ci ostatni nawet bardziej) twierdzili, że… nie ma prawa do bycia synem Wyklętego.