"Super Express": - Paweł Graś zapowiedział, że jeśli koalicja straci większość parlamentarną, odbędą się przyspieszone wybory. To realna możliwość?
Tadeusz Iwiński: - Podchodzę do takiej możliwości bardzo sceptycznie. Lubię pewne powiedzenie szachowe, które brzmi: groźba jest silniejsza od ruchu. Mówię to też jako człowiek, który przez cztery lata zasiadał w Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego i zna obecną konstytucję dość precyzyjnie. Żeby ten Sejm się sam rozwiązał, potrzeba byłoby dwóch trzecich głosów. Nie wiadomo, czy taka większość by się znalazła. Ale też nie jest tak, że PO i PSL mają tylko jeden głos przewagi. Mają jeszcze de facto tę czwórkę uciekinierów z Ruchu Palikota, którzy na razie stworzyli koło, a w głosowaniu o odrzucenie nowelizacji budżetu wstrzymali się od głosu. To oznaczało poparcie dla koalicji rządzącej.
Tego typu zapowiedź jest instrumentem dyscyplinującym niektórych posłów?
Z samorozwiązaniem Sejmu jest taki problem, że bardzo duża część posłów ma świadomość, że oni nie będą wybrani. A jak mówił Max Webber, najwybitniejszy socjolog w dziejach, sztuka polityki nie polega na tym, żeby być wybranym, tylko żeby być wybranym ponownie. Wielu z tych posłów będzie więc kierować się osobistym interesem. Dlatego ja nie bardzo wierzę w scenariusz przyspieszonych wyborów.
Większość obserwatorów polskiej sceny politycznej również weń nie wierzy. Ale może deklaruje pan, że ten scenariusz się nie sprawdzi, bo wie pan, że gdy koalicja za bardzo się wykruszy to SLD wesprze Platformę?
Wykluczone w tej kadencji.
Czyli po wyborach?
Kto wie, co będzie po wyborach za dwa lata. Nowa koalicja po wyborach musi mieć wspólny program. W tej chwili, po tych decyzjach PO byłoby o niego ciężko. Mam na myśli wydłużenie wieku emerytalnego bez żadnych konsultacji, sztuczki sztukmistrza z Londynu, czyli ministra Jacka Rostowskiego. Nie widzę wspólnej bazy z wyjątkiem może polityki europejskiej, zagranicznej. Ale to nie byłaby dostateczna pożywka dla nowej koalicji.
Pogdybajmy. Jeśli doszłoby do wcześniejszych wyborów, SLD zyskałby na tym?
Dwa lata temu mieliśmy najgorszy wynik w wyborach, 8,24 procent. Teraz mamy poparcie na poziomie 15 procent. Wierzę, że w samych wyborach mamy szanse na 20 procent. No przepraszam, 8,24? Stać nas, na co najmniej dwa razy więcej.
Ale chodzi mi o same wcześniejsze wybory. Dla SLD lepsze byłyby przyspieszone wybory, czy wolicie zaczekać do końca obecnej kadencji Sejmu?
Zgodnie z konstytucją kadencja Sejmu trwa cztery lata i idea jest taka, żeby te kadencje były pełne. Rozmawiał Bartłomiej Nakonieczny
Tadeusz Iwiński. Poseł SLD