"Super Express": - Pamięta pan tzw. duszną atmosferę IV RP z czasów pierwszych rządów PiS. Istniała głównie w wyobrażeniach ówczesnej opozycji i sprzyjających jej mediów. Wystarczyła jednak, żeby PiS wybory przegrał, bo PO udało się zmobilizować nieaktywną politycznie część Polaków przeciwko "ograniczaniu swobód obywatelskich".
Dr Jarosław Flis: - Moim zdaniem jest to bardzo wątpliwa teza.
- Nawet jeśli nie to było przyczyną porażki, to czy obserwując ostatnie wydarzenia, PiS nie podkłada się opozycji w podobny sposób? Coraz częściej słychać o "ograniczaniu wolności".
- To nie jest kwestia dusznej atmosfery, tylko słonia w składzie porcelany. Jeżeli próbuje się budować swoją pozycję polityczną na podgrzewaniu konfliktów, to zawsze wzburzy wyborców środka. Jest też kilka innych rzeczy działających w podobny sposób. Choć część z nich została już ograniczona - nie ma już np. tej ostentacji w kontaktach z ojcem Tadeuszem Rydzykiem.
- Zarzuty wobec PiS o rzekomą dyktaturę stale wracają.
- Tak, pojawiają się, ale argumentum ad hitlerum jest raczej bronią bezsilnych, kiedy już się nie ma żadnych innych pomysłów na to, co robić. Zwróćmy uwagę, że dokładnie takimi samymi argumentami posługiwał się PiS w stosunku do PO. Te wszystkie opowieści, że to będzie partia instytucjonalno-rewolucyjna, że PO ogranicza demokrację, że PO nigdy nie odda władzy... Przecież słyszeliśmy te hasła w poprzednich latach! Tyle że PiS mówił to na okrągło, ale przegrywał. Wygrał dzięki czemu innemu.
- Dzięki czemu?
- Odłożyli tego typu argumenty, a zaczęli mówić o normalnych problemach rządzących. O tym, że są opóźnienia na autostradach, że PO zajmuje się swoimi sprawami, jest aroganckie itd. To właśnie przesądziło o wyniku wyborów. Dlatego wydaje mi się, że to mówienie o "odbieraniu wolności" akurat jest mechanizmem, który w najmniejszy sposób opozycji nie pomaga. W stosunku do ciężaru zarzutów akurat na tym polu znacznie łatwiej rządzącym będzie wykazać poprawę, niż na polu sprawności, uczciwości i braku arogancji.