"Super Express": - "Rzeczpospolita" donosi, że minister ds. równości objęła patronatem podręcznik dla nauczycieli. Ma on pomóc wspierać homoseksualnych uczniów. Książka sugeruje, że polonez na studniówce to przejaw dyskryminacji i warto podkreślać orientację znanych osób, aby uwolnić się od heteroseksualnego obrazu świata.
Jan Wróbel: - Niektóre rzeczy przyjąłem z pewnym zdumieniem. Dlaczego np. mielibyśmy traktować Konopnicką jako oczywisty przykład osoby homoseksualnej? Natomiast tak w ogóle, szkoła nie może uchylać się od odpowiedzialności i mieć na względzie wszystkich, nie bacząc nawet na proporcje. Musi w jakiejś mierze uwzględniać problemy osób homoseksualnych, które po prostu istnieją. Musi też brać pod uwagę wrażliwość rodziców o tradycjonalistycznym podejściu do świata.
- Konserwatyści mówią, że szkoła promuje homoseksualizm. A tak nie wolno. To wbrew naturze i Bogu.
- Szkoła oczywiście nie jest miejscem na promowanie homoseksualizmu ale jest różnica między promocją, a omawianiem czy oddawaniem mu pewnego miejsca w rzeczywistości. Bez automatycznego potępiania.
- Przejdźmy do innych aspektów edukacji. Nasz system uczy czegoś więcej niż schematyzmu i umiejętności rozwiązywania testów? Przy okazji matur...
- Uczy bardzo dużo. Jak spojrzymy na nową maturę z geografii, historii czy biologii, to pojawia się tam wiele pytań, których nie da się wykuć na pamięć. Trzeba w nich zastosować pewne umiejętności, które wymagają ruszenia nieco szarymi komórkami.
- Pytam, gdyż dla prof. Hartmana szkolnictwo publiczne, jakie znamy, kończy się. Jego zdaniem to dobrze, ponieważ współczesna szkoła niczego nie uczy.
- Praktyka pokazuje, że nauczanie w szkołach, i to najlepiej publicznych oraz nieodpłatnych, powinno być i będzie podstawowym segmentem edukacji. Wiadomo, iż jeśli coś ma być masowe, to nie będzie stało na wysokim poziomie intelektualnym. Przecież w masie w ogóle nie jesteśmy intelektualistami. Pamiętajmy też, że jeżeli w szkołach poziom nauczania humanistycznego jest niski, to jeszcze nie znaczy, że z resztą jest równie źle.
- Plotki o śmierci edukacji publicznej są więc mocno przesadzone?
- Na ogół ci, którzy się na ten temat wypowiadają, skończyli dobre licea i uniwersytety i należą do polskiej inteligencji. Mają jednak problem ze zrozumieniem, że większość nie przeszła tej drogi, nigdy jej nie przejdzie i nie musi. Można być przyzwoitym, inteligentnym człowiekiem, wcale nieźle rozumiejącym współczesny świat, bez znajomości trenów Jana Kochanowskiego. To pewien idealizm polskich intelektualistów, którym marzy się szkoła, do której sami z przyjemnością by chodzili. A ludzie są różni. Nie wszyscy są Hartmanem czy choćby nawet Wróblem.
Jan Wróbel
Publicysta, dyrektor I Społecznego Liceum w W-wie