Sławomir Broniarz, Beata Szydło i Ryszard Proksa

i

Autor: Marcin Wziontek, Andrzej Lange/Super Express, Stanislaw Kowalczuk/East News Sławomir Broniarz, Beata Szydło i Ryszard Proksa

Szef nauczycielskiej "Solidarności" przerywa milczenie. Wylicza wszystkie kłamstwa [WYWIAD]

2019-04-11 14:39

Absolutnie nie! Nie chciałem zerwać rozmów. Prawda była taka, że nikt nie oferował niczego nowego. W odpowiedzi na żądania innych central związkowych 30 proc. podwyżki wynagrodzeń w tym roku, rząd zaproponował dwa razy po 15 proc., ale za cenę zwiększenia pensum. Nie wiem skąd ten pomysł, który już w założeniu generuje większe koszty dla budżetu państwa - powiedział dziennikarzowi Super Expressu przewodniczący sekcji oświaty NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa.

Super Express”: - Przyglądając się całemu zamieszaniu, które towarzyszy strajkowi braci nauczycielskiej można wysnuć wniosek, że organizacje, które w całości odrzuciły porozumienie z rządem mają do pana żal. Rozgoryczenie ZNP i Forum Związków Zawodowych wydaje się tym większe, że rzekomo wszyscy mieli mówić jednym głosem, a pan się wyłamał. Zasadnie inni mają do pana pretensje?

Ryszard Proksa: - Nie. Od początku podkreślaliśmy, że mamy swój sposób działania, który został przez nas wyznaczony w grudniu ubiegłego roku. Chciałbym przy tej okazji podkreślić, że optowaliśmy za czterema konkretnymi postulatami. Natomiast ZNP i FZZ wspólnie mieli jeden postulat. Nagle dochodzą mnie jednak słuchy, że pozostałe organizacje przyłożyły się do naszych pomysłów, które są w porozumieniu. 

- Nie pomyślał pan przez chwilę, aby mimo wszystko odrzucić porozumienie z rządem i w geście solidarności wzmocnić resztę związków zawodowych w negocjacjach z rządem?

- Po trzech dniach negocjacji poczułem, że jestem pod ścianą, ponieważ żadna ze stron nie miała niczego nowego do zaproponowania. Wówczas do mediów przedostała się informacja, że spieszę się do domu i dlatego chciałem podpisać rzeczone porozumienie.

- Nie spieszył się pan?

- Absolutnie nie! Nie chciałem zerwać rozmów. Prawda była taka, że nikt nie oferował niczego nowego. W odpowiedzi na żądania innych central związkowych 30 proc. podwyżki wynagrodzeń w tym roku, rząd zaproponował dwa razy po 15 proc., ale za cenę zwiększenia pensum. Nie wiem skąd ten pomysł, który już w założeniu generuje większe koszty dla budżetu państwa.

- Niektórzy stwierdzili, że samozwańczo dyskutował pan z rządem i nie miał pan poparcia wśród części NSZZ "Solidarność"…

- To kolejne kłamstwo! Okrzyknięto mnie nawet zdrajcą. Że niby miałem sam zadecydować za resztę. Zaczął się atak personalny na mnie i moją rodzinę. Jednak było zupełnie inaczej.

- Czyli jak?

- 5 kwietnia odbyła się Nadzwyczajna Rada Krajowej Sekcji Oświaty NSZZ „Solidarność”. Po przeanalizowaniu wielu wariantów, po wielu rozmowach otrzymałem oficjalne stanowisko Rady, które akceptowało wstępnie porozumienie. Chciałbym, aby dobitnie wybrzmiało to, że żadna decyzja, które ogłaszałem, nie była podjęta bez konsultacji z resztą osób zainteresowanych. Miałem wszelkie pełnomocnictwa. Jedyne zastrzeżenie, jakie wiązało się z podpisaniem porozumienia z rządem, to takie, które określało, że w dniu złożenia podpisu rezygnujemy ze sporu zbiorowego. Chciałbym zdementować jeszcze jedną rzecz.

Jaką?

- Podpisane porozumienie z rządem nie zakłada zwiększenia pensum nauczania, czyli w porozumieniu nie ma propozycji paktu o edukacji, jaką złożył rząd. Dlatego, że ją odrzuciliśmy. Jednak część mediów zmanipulowała tę informację podając, że kosztem pensum została wynegocjowana podwyżka i to zdrada. Fałszywe informacje mają kosmiczną prędkość, a sprostowania nikt nie czyta.

- A kazał pan karać związkowców z "Solidarności", którzy do strajku nauczycieli dołączyli?

- To kolejny fake news. W życiu czegoś takiego nie powiedziałem. Na konferencji prasowej zadawano mi wiele pytań. Mówiłem wówczas, że w statucie związku są paragrafy mówiące o dyscyplinowaniu organizacji związkowych. 

Nie pojedynczych nauczycieli?

- Nie! To indywidualna decyzja każdego nauczyciela, czy brać udział w strajku, czy nie. Nikt nie ma zamiaru ich z tego rozliczać. A na pewno nie ja. Nie ma mowy o jakichkolwiek sankcjach.

- A jak wygląda sytuacja z pańskim odwołaniem z piastowanej funkcji przewodniczącego i rzekomych masowych odejściach członków NSZZ „Solidarność” z uwagi na pana? Takie słuchy także krążą.

- Nie dziwię się, że ktoś mógł negatywnie zinterpretować pewne informacje, które krążą na mój temat. Nie wszystko, co wysyłamy, dociera do wszystkich członków. Doszło nawet do tego, że do każdej szkoły trzeba było wysłać porozumienie, które podpisaliśmy, mimo że porozumienie jest dostępne w każdej szkole i w każdej chwili można je przeczytać. Jednak problem tkwi w obiegu informacji. Do wielu najniższych struktur nie docierają nasze informacje. 

- Prezes Kaczyński tydzień temu ogłosił, że dorzuci rodzimym rolnikom 500 zł na krowę i 100 zł na tucznika. Wizja rozdysponowania środków na „500 plus na krowę” wydała się zszokować nauczycieli. Wyszło na to, że dla każdego jest, a dla ludzi edukujących przyszłe pokolenia nie ma…

- Z tego co wiem, opozycja użyła tego argumentu. Powiem szczerze, że nie znam szczegółów. Z tego, co zrozumiałem to środki, o które pani pyta mają zostać przydzielone z budżetu unijnego. A więc nie z budżetu państwa. Oczywiście, każde hasło jest dobre, by podburzyć ludzi. Słowa „krowa więcej warta niż nauczyciel” jedynie nakręca spiralę złych emocji. Niepotrzebnie.

- Przewodniczący ZNP reprezentuje mocne stanowisko wypowiadając się na pana temat. Pan milczy. Nigdy nie chciał pan się ustosunkować do argumentów drugiej strony? 

- Znam wypowiedzi pana Broniarza. Robię wszystko, co mogę, jak najlepiej umiem. Nie będę odnosił się do argumentów, które nic nie wnoszą do sprawy nauczycieli.

- Jak z perspektywy czasu ocenia pan minister Annę Zalewską? Część osób uważa, że minister ucieka do PE przed odpowiedzialnością za „bałagan”, który stworzyła. Ci bardziej krytyczni uważają nawet, że rolę negocjatora ze stroną nauczycieli przejęła pani premier Szydło, bo z panią minister nikt nie chciał już rozmawiać. Tak bardzo rozwścieczyła podobno nauczycieli. 

- Jeżeli chodzi o minister Zalewską, to już dawno ją ostrzegaliśmy, że wydłużony staż i nowa ocena pracy nauczyciela rozgrzeją oświatę do czerwoności. Szkoda, że, aby to zrozumieć trzeba było doprowadzić do protestu. Minister nie wykazała się wyczuciem nastrojów w oświacie. Działała wbrew oczekiwaniom tego środowiska.

- Premier zaprasza do „okrągłego stołu”, by rozmawiać o edukacji. Jak pan się zapatruję na te propozycje rozmów? Nie obawia pan się, że debata między rządem a przedstawicielami nauczycieli będzie trwała w nieskończoność?

- Bardzo się ucieszyłem z tej koncepcji proponowanej przez premiera. Być może jest to próba wyjścia z impasu. Chcemy wysłać naszych przedstawicieli na rozmowy z premierem. Trzeba rozmawiać. Jeśli nie będziemy rozmawiać i twardo stać przy sowim bez możliwości negocjacji, to daleko nie zajedziemy. Rzadko jest tak, że mamy 100 proc. skuteczności idąc na pertraktacje, ale trzeba próbować. Bez działania nic nie zmienimy. Nauczyciele od wielu lat zarabiają bardzo mało. Mam ogromną nadzieję, że wszystko się zmieni. Negocjując, to wszystko musieliśmy wziąć pod uwagę. Niektórzy dziwią się, dlaczego tak dużo, albo tak mało. Wszystkim nie dogodzimy, ale możemy próbować, aby każdy był zadowolony. 

Rozmawiała Sandra Skibniewska