"Super Express": - Jak co roku słyszymy o problemach w służbie zdrowia. Teraz lekarze wypowiadają umowy. Z czego biorą się te wszystkie problemy?
Dr Maciej Hamankiewicz: - Powodem jest trwające od lat niedofinansowanie ochrony zdrowia. Od lat żaden minister nie jest w stanie określić koszyka świadczeń! A to coś podstawowego - informacja, co pacjentowi przysługuje w ramach darmowej pomocy, a co nie. To praprzyczyna wszystkich problemów służby zdrowia. Drugim źródłem problemów jest zła organizacja pracy.
- To też wina ministrów?
- Też, bo chodzi o narzucanie na lekarzy obowiązków biurokratycznych. Traktowanie ich jako pracowników czwartej kategorii jest niestety faktem. Lekarze często zamiast leczyć, muszą wykonywać obowiązki salowych.
- Podobno robota papierkowa zabiera lekarzom kilka razy więcej czasu niż praca z pacjentem?
- To prawda. Na jedną godzinę pracy lekarskiej przypada kilka godzin pracy biurokratycznej, wypełniania druków itd. Gdyby wykorzystać wiedzę merytoryczną lekarza tak, żeby np. 50 minut na godzinę poświęcał dla pacjenta, a 10 minut na biurokrację, problemów byłoby mniej. Niestety, ponieważ lekarz jest źle opłacany, a więc i nieszanowany, to obarcza się go dodatkową papierkową robotą.
- Może nie ma innego wyjścia?
- Ta papierkowa robota przeciętnemu pacjentowi do niczego się nie przydaje. I naprawdę można by to zlecić osobom bez wykształcenia medycznego. Przecież to może robić nawet ktoś bez matury, a nie lekarze.
- Mamy spory polityczne, rządy się zmieniają, a jedyną sytuacją stałą jest bałagan w służbie zdrowia. Dlaczego?
- Bo politykom łatwo jest mówić dyrdymały przed wyborami, obiecywać zmiany. Ale wszyscy wiedzą, że efekty zmian widoczne będą za jakieś 7-10 lat. Ministrowie zdrowia zmieniają się jeszcze częściej niż rządy. Było ich chyba tylu, ile lat minęło od odzyskania niepodległości. Minister zdrowia myśli na zasadzie - skoro efekty zmian będą za lat 7-10 lat, to ja i tak nie będę już ministrem. Każdy woli zatem zrzucić to na następców.
- Słyszałem, że gdyby lekarze podjęli strajk włoski, czyli pieczołowicie dopełniali wszystkich procedur, to rozwaliliby system?
- Ale żaden lekarz nie ma intencji, by rozwalać system ochrony zdrowia. System rozwala się sam, a decyzje kolejnych ministrów tylko to przyśpieszają. Całodobowej opiece pacjentów najbardziej zaszkodziło błędne przypisanie nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej do szpitali. Nie było w szpitalach lekarzy mogących obsłużyć dodatkowych pacjentów, więc trzeba było zatrudnić lekarzy z zewnątrz. A rozpiętość zarobków między tymi z zewnątrz a etatowymi pracownikami szpitali była tak duża, że musiała wywołać protest tych drugich!
- I jak te zmiany przyjmują pacjenci?
- Te zmiany przede wszystkim pacjentom nie służą. Dowodem są powstające jak grzyby po deszczu prywatne punkty nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Jak ma pan do wyboru - brać taksówkę, płacić za nią i jechać na drugi koniec miasta do szpitala i tam czekać w kolejce, albo zapłacić za wizytę w prywatnym ośrodku niedaleko domu, to raczej skorzysta pan z tej drugiej możliwości.
- Duże wątpliwości budzą też zmiany w podstawowej opiece zdrowotnej. Według nowych zasad ma tam już nie być lekarzy specjalistów. Czy nie okaże się, że w kolejkach czekać będziemy nie tylko do specjalistów, ale też do lekarzy pierwszego kontaktu?
- Niestety, będą z tego poważne problemy. Pomysł ministra Radziwiłła, by świetnie wykształcony lekarz specjalista nie mógł pracować w POZ, jest. Nie chcę mówić brzydkich słów, ale za dwa lata kolejny minister będzie miał poważny problem. Przede wszystkim z odwróceniem obecnego kierownictwa resortu.
Zobacz: Polacy za granicą: gdzie wyjeżdżają i ile zarabiają?