O tym, że "Hoss" w komisariacie Poznań-Jeżyce zameldował się tylko raz, a później przepadł jak kamień w wodę, pisaliśmy we wczorajszym "Super Expressie". Policja zareagowała błyskawicznie. - W poniedziałek rano zawiadomiliśmy sąd w Warszawie, że obowiązek dozoru nie jest przez podejrzanego realizowany. Dostaliśmy od pełnomocnika Arkadiusza Ł. e-mail, w którym poinformował, że jego klient nie może się zgłaszać na komisariat, bo jest chory. Nie było załączonego żadnego dokumentu medycznego, który by to potwierdzał - mówi mł. insp. Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Zdawać by się mogło, że w przypadku tak niebezpiecznego przestępcy warto podjąć natychmiastowe kroki. To przecież warszawski sąd kilka dni temu uznał, że dozór i 300 tys. zł poręczenia wystarczy, by król wnuczkowej mafii nie utrudniał toczącego się przeciwko niemu postępowania. Tymczasem...
- Informacja poznańskiej policji została przekazana w ślad za aktami do wydziału, który będzie rozpoznawał zażalenie prokuratury na zastosowany środek zapobiegawczy wobec Arkadiusza Ł. Decyzja zostanie podjęta 16 lutego - informuje Sąd Okręgowy w Warszawie. Do tego czasu nikt nie będzie się kłopotał sprawdzaniem, czy "Hoss" rzeczywiście jest obłożnie chory. Arkadiusz Ł. może natomiast stracić 300 tys. zł kaucji, które wpłacił. - Jeżeli zostanie ustalone, że podejrzany uciekł lub ukrywa się, lub w inny sposób utrudnia postępowanie karne - usłyszeliśmy.
Śledczy z zachodniej Europy, w których sidła wpadło kilkunastu członków romskiej mafii wnuczkowej, nie mają takich problemów. Np. Marcin K. (27 l.) ps. Lolli, syn "Hossa", od pół roku siedzi w areszcie w Hamburgu. Nie było mowy o żadnej kaucji ani dozorze, bo Niemcy mają świadomość, jak niebezpieczny jest oszust na wolności.
Zobacz: Amber Gold. Marcin P. chciał być świadkiem koronnym, ale został zignorowany