W tym momencie już od roku wiadomo było, że wokół pana Banasia powietrze jest nieświeże, a mimo to wynoszono go stopniowo na coraz wyższe rządowe szczyty.
Skandal jest niespotykany, tymczasem PiS udaje, że jest to sprawa banalna, którą prokuratura wyjaśni niezawiśle, jak tysiące innych. Kłopot jest tylko ze zwolnieniem Banasia, bo to stanowisko jest prawnie zabezpieczone. Kiedy bowiem Konstytucja powstawała, Polska miała doświadczenia z banalną, rzemieślniczą, choć dokuczliwą i szkodliwą falandyzacją prawa, którą uprawiano za prezydenta Wałęsy.
PiS-owską taśmę produkującą typu paragrafy pod partyjne potrzeby można zaś porównać tylko do rewolucji pana Forda, który zapoczątkował taśmową produkcję samochodów.
Po tym, co już ujrzało światło dzienne, podstawowe pytania brzmią: Czy służby (CBA, CBŚ, policja) wiedziały o wyczynach Banasia? Jeśli tak, to, czy zataiły tę informację przed przełożonymi? A może służby przekazały informację, a to kierownictwo polityczne PiS zdecydowało się chronić Banasia? Przełożonym służb jest Mariusz Kamiński. Przełożonym Mariusza Kamińskiego, jest premier Mateusz Morawiecki. Czy więc to służby próbowały ukręcić łeb sprawie, czy może panowie Kamiński i Morawiecki dobrze wiedzieli, co z Banasia za ziółko i zataili to przed Sejmem i społeczeństwem.
W moim przekonaniu sprawę ukryli politycy. Myślę tak na postawie wypowiedzi dwóch ważnych urzędników państwowych.
Pierwszy - rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, na pytanie, czy Mariusz Kamiński zamierza podać się do dymisji, odpowiedział: Służby zadziałały w tej sprawie na podstawie i w granicach prawa. „Zadziałały w granicach prawa”, czyli poinformowały przełożonych o sprawkach Banasia.
Natomiast wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta na pytanie, czy Mariusz Kamiński powinien podać się do dymisji, odpowiedział: Nie, ponieważ ma wielkie zasługi dla naszego obozu”. Zatem interes partii ponad interesem państwa. Szczerość aż do bólu.