Robert Biedroń w końcu znalazł odwagę, żeby - jak sam mówi - "wyjść z szafy". Zauważa, że gdyby nie ujawnił swoich preferencji seksualnych, nie odniósłby sukcesu jako polityk. - Moje życie pewnie ułożyłoby się inaczej. (...) Nigdy nie marzyłem o tym, że będę parlamentarzystą, że będę prezydentem miasta - mówi włodarz Słupska. Tak intymne zwierzenia to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, że Biedroń zdecydował się na nie w okresie, kiedy homoseksualizm spotykał się z bardzo krytyczną i surową opinią publiczną. - W tych czasach, kiedy odkrywałem swoją tożsamość nie było żadnego geja w Polsce czy lesbijki, którzy mówiliby o tym publicznie. Myślałem, że jestem kosmitą, że jestem jedyny. Po co żyć, jeżeli ja czytam w książce do bilogii, że to jest zboczenie, jeżeli ksiądz na religii mówi, że to jest sodomia i w piekle skończę, jeżeli mój ojciec oglądał mecz i mówił: O! Ta ciota puściła bramkę, to myślę sobie: ja nie chcę być tą ciotę i tym pedałem - przywołuje koszmarne wspomnienia Robert Biedroń.
Zobacz: Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 3 grudnia już OPUBLIKOWANY