Oczywiście, nie jesteśmy wcale bliżej szybkiego zakończenia programu szczepień. Tego jednak trzeba się było spodziewać. Wiadomo bowiem, że jesteśmy na etapie, kiedy producent szczepionki nie jest w stanie zaspokoić globalnego popytu na nią. To, co jednak daje jakiś powód do optymizmu, to fakt, że wreszcie zaczęliśmy wykorzystywać niemal maksymalnie tę ilość dawek szczepionki, którą już w Polsce mamy.
W momencie, kiedy piszę te słowa, dane podawane przez Ministerstwo Zdrowia wskazują, że w ciągu trzech dni udało nam się zaszczepić niemal 170 tys. osób. Do punktów szczepień wysłano zdecydowaną większość dostępnych dawek na pierwsze szczepienie. Zakładana przez rząd liczba 250 tys. osób zaszczepionych do końca tygodnia wydaje się niezagrożona. Dobrą wiadomością jest też to, że lada chwila uda się rozwiązać problem częstszych dostaw zgłaszany przez punkty szczepień, co wpłynie pozytywnie na możliwość szczepienia jeszcze większej liczby osób. Pozostaje więc jedynie pochwalić rząd, że udało mu się usprawnić do granic możliwości ten etap szczepień. Jeśli sprawność systemu uda się utrzymać, do końca marca powinniśmy mieć zaszczepione 3 mln Polaków.
Prawdziwym stress testem dla rządowego programu szczepień będzie jednak moment, kiedy w II kwartale szczepionka zacznie napływać w znacznie większej ilości i zaczną się prawdziwie masowe szczepienia. Znacznie większa liczba osób do wszczepienia i dystrybucja znacznie większej ilości szczepionki będzie kolejnym ogromnym wyzwaniem. Należy liczyć, że trwający obecnie etap szczepień będzie dobrym rozpoznaniem w boju dla całego systemu, co pozwoli zdiagnozować i wyeliminować wszystkie wąskie gardła i osiągnąć zapowiadaną przez rząd wydolność systemu na poziomie 3,7 mln szczepień miesięcznie. W interesie nas wszystkich jest, by przynajmniej na tym jednym froncie walki z koronawirusem rząd odniósł spektakularny sukces. Osobiście trzymam za to kciuki.