Ceny zrobią PiS jesień średniowiecza?
Kończy się najwyraźniej okres optymizmu i czarowania rzeczywistości. Dla PiS powakacyjny okres zaczyna się o dziesiątków problemów politycznych i społecznych do rozwiązania. Aż trudno je tu wszystkie wyliczyć, ale szalejące ceny w sklepach, widmo dramatycznych podwyżek cen prądu, czwarta fala pandemii protesty domagającej się podwyżek budżetówki, spór z Unią Europejską, który za chwilę może zacząć kosztować polskiego podatnika miliony euro, czy oskarżenia o wyprowadzanie Polski z UE – to tylko najważniejsze katastrofy, przed którymi PiS będzie musiał uciekać.
Większość tych problemów PiS na głowę sprowadził sobie sam, przez lata ignorując konsekwencje swoje indolencji z jednej, i radykalizmu z drugiej. Większość z nich jednak nie jest czymś, z czym sobie PiS by nie poradził. Tyle, że tej jesieni dochodzą kwestie, które uderzają bezpośrednio w fundamenty popularności partii Kaczyńskiego.
Sześć lat rządów to niekończące się kryzysy i awantury polityczne, które spływały po PiS i nie nadwyrężały szczególnie poparcia dla niego. Było to możliwe wyłącznie z jednego powodu: PiS prześlizgiwał się po problemach, korzystając z dobrej koniunktury gospodarczej, rosnących zarobków i dokładał do tego transfery pieniężne. Dla większości z nas, która polityką się nie interesuje, względny dobrobyt i stabilizacja materialna dawały poczucie, że nawet jeśli coś się w polityce Kaczyńskiego nie podobało, to warto na nich głosować. Skoro żyje nam się pod ich rządami dobrze, to po co to zmieniać?
Wiadomo, że jak w każdej demokracji, obywatele głosują przede wszystkim portfelami. Gdy wszystko w nich się zgadza, chęć pozbycia się rządzących nie jest aż tak duża i wybieramy status quo. Kiedy jednak musimy łapać się za kieszenie, akceptacja dla aktualnej władzy będzie spadać.
Szalejące ceny w sklepach już wpływają na nasze nawyki zakupowe, coraz częściej oglądamy paragony ze wszystkich stron, zastanawiając się, na co – u licha – poszło tyle kasy, skoro nic nie kupiliśmy. Nie będą trafiać do nas argumenty Mateusza Morawieckiego, że ceny rosną wolniej niż pensje, więc jest super. Tak po prostu w przypadku większości Polaków nie jest i sztukmistrz z KPRM tego nie zmieni. Do tego za chwilę czekają na horendalne podwyżki prądu. Nastroje raczej nie są optymistyczne, a im mnie pieniędzy będzie nam zostawać po zaspokojeniu swoich podstawowych potrzeb, tym bardziej będą one rewolucyjne. Wygląda na to, że umowa społeczna PiS z Polakami, która zakładała, że my wam dajemy dobrobyt, wy nam władzę i wolną rękę w rządzeniu, jest bliska wygaśnięcia.