Wielu ludzi do dziś pozostaje w nieutulonym żalu po niespełnionej obietnicy PO wprowadzenia w Polsce podatku liniowego. Całe szczęście politycy bywają niekonsekwentni, bo był to pomysł z gruntu szkodliwy i niesprawiedliwy wobec znaczącej części społeczeństwa. Jednolita stawka podatkowa dla wszystkich - od najbiedniejszych do najbogatszych - jest korzystna jedynie dla tych ostatnich, bo odprowadzają do budżetu stosunkowo nieduże wobec swojego bogactwa pieniądze. Co więcej, do budżetu trafia w ten sposób mniej pieniędzy, z których finansowane są usługi publiczne (oświata czy służba zdrowia) i cele społeczne. Nie dość więc, że najbiedniejsi ponoszą stosunkowo większe obciążenia, to jeszcze mają problem z korzystaniem z dobrej służby zdrowia czy edukacji. Zwolennicy podatku liniowego mówią, że jeśli bogatym zostanie w kieszeniach więcej pieniędzy, wydadzą je na inwestycje choćby w miejsca pracy. Ta tzw. teoria skapywania jakoś jednak nie działa. Praktyka pokazuje, że pieniądze nie idą w dół, a nadwyżki gotówki bogaci albo trzymają na kontach, albo inwestują na rynkach finansowych, czyli zamiast w realną gospodarkę - w spekulacje. Żadnego pożytku dla społeczeństwa z tego nie ma. Problem polega jednak na tym, że w naszym kraju mamy de facto podatek liniowy. Na drugi próg podatkowy łapie się niewiele osób, a nawet jeśli już się łapią, to nie odprowadzają wyższego podatku od całości dochodów. A więc ucisk podatkowy, na który tak się skarżą piękni i bogaci, ich nie dotyczy. Dotyczy za to mniej zamożnej części naszego społeczeństwa. Stąd pomysł SLD, by najbiedniejszych emerytów i pracowników w ogóle zwolnić z podatku kosztem najbogatszych, którym zostanie odebrane prawo do kwoty wolnej od podatku, wydaje się pomysłem sensownym i wreszcie, w przypadku Sojuszu, postulatem lewicowym. Ma jednak rację Michał Syska, który w rozmowie z nami zwraca uwagę, że to daleko niewystarczająca propozycja, bo cały system podatkowy jest w Polsce niesprawiedliwy. Premiuje osoby najbogatsze, kosztem biednych i dlatego wymaga gruntownych zmian. Jeśli chcemy więc poważnie porozmawiać o podatkach i przywrócić w ich odprowadzaniu sprawiedliwość społeczną, musimy myśleć kompleksowo i takiego kompleksowego myślenia wymagać od naszych polityków. Ci na razie wolą prześlizgiwać się po powierzchni zjawisk.
Zobacz: Fiskus od kuchni
Czytaj: Rozlicz PIT z "Super Expressem". Eksperci odpowiadali na pytania