„Super Express”: - Polska szkoła zapewnia równy dostęp do edukacji i biednym, i bogatym?
Michał Syska. Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. Lassalle'a: - Niewątpliwie nierówności edukacyjne w Polsce występują. Kreowanie nierówności zaczyna się już na najniższym poziomie edukacji, czyli edukacji przedszkolnej. Dzieci rodziców z większych miast i z bogatszych rodzin mają większą szansę, by z niej skorzystać. A te dzieci, które są objęte dobrą edukacją przedszkolną na starcie są w uprzywilejowanej pozycji.
Dalej ten proces postępuje?
Tak. Rodzice o większym kapitale kulturowym – nie chodzi tu o kwestie majątkowe, ale o ich wykształcenie i sposób myślenia na edukacji własnych dzieci – wybierają dla nich lepsze szkoły. Nierówności pojawiają się także w obszarze korepetycji. Dostęp do nich jest uzależniony od kryterium dochodowego.
A zajęcia wyrównawcze, z którym mogłyby skorzystać dzieci z rodzin mniej zamożnych, są przez polski system oświaty traktowane jako zło konieczne. Ciągle brakuje na nie pieniędzy i kadr.
Warto odwołać się tu do fińskiego systemu edukacji, który nastawiony jest na to, by dzieci spędzały w szkole dużo czasu i były wtedy objęte opieką, miały pomoc w odrabianiu lekcji tak, by to wszystko toczyło się na terenie szkoły. Niewątpliwie ogólnodostępne zajęcia dodatkowe w niwelowaniu nierówności są niezwykle ważne. Tymczasem w wielu polskich szkołach po godzinie 16 placówki edukacyjne stają się firmami, które wynajmują komercyjne sale gimnastyczne czy sale lekcyjne dla prywatnych szkół językowych. Brakuje pozalekcyjnych zajęć, z których mogliby korzystać wszyscy uczniowie niezależnie od sytuacji majątkowej ich rodzin.
A propos wspomnianego przez pana kapitału kulturowego jest wśród rodziców tendencja do dzielenia klas na uczniów na lepszych i gorszych. Osobne zajęcia odbywają się choćby z języków obcych. Nie ma miejsca na wspólną naukę, gdzie lepsi ciągną w górę tych słabszych.
Konieczna jest tu przemyślana polityka państwa, która powinna dążyć do tego, że struktura społeczna uczniów w szkołach odzwierciedlała strukturę całego społeczeństwa. Żeby szkoły były miejscem spotkań z różnych klas społecznych. Niewątpliwie nauka w klasach, w których są dzieci wywodzące się z rodzin o różnym kapitale kulturowym sprzyja niwelowaniu nierówności. Pomaga słabszym uczniom, a lepszym nie szkodzi. Rozumiem, że jest w rodzicach naturalna tendencja do myślenia, że może to szkodzić tym bardziej uzdolnionym. Państwo jednak powinno dbać o to, żeby powstrzymać proces segregacji.
Na ile problemem w równościowej edukacji jest trójstopniowy podział systemu oświaty na podstawówki, gimnazja i szkoły średnie?
Nie ulega wątpliwości, że im więcej progów edukacyjnych, tym więcej okazji do działania procesów segregacyjnych. Zresztą kilka lat temu w Hamburgu politycy wszystkich partii obecnych w lokalnym parlamencie chcieli wydłużyć etap podstawowej edukacji z 4 do 6 lat, tak by opóźnić moment, w którym do segregacji klasowej uczniów dochodzi. Kiedy jednak doszło do referendum, bogatszym rodzicom o większym kapitale kulturowym, którym łatwiej było sfinansować kampanię referendalną, udało się obalić ten pomysł.
Czyli pomysł PiS, by zlikwidować gimnazjum i powrócić do systemu 8+4 ze społecznego punktu widzenia miałoby sens?
Jeśli popatrzeć wyłącznie na ten aspekt likwidacji gimnazjów, to tak.
Michał Syska. Dyrektor Ośrodka Myśli Społecznej im. Lassalle'a