Leszek Miller: Marsz w intencji ukoronowania Chrystusa jak przemarsz Ku-Klux-Klanu

2010-09-22 12:45

Ludzie w pelerynach przypominających kostiumy Ku-Klux-Klanu - tyle że szkarłatne, a nie białe - przeszli w niedzielę ulicami, Warszawy domagając się intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski. Przy okazji dostało się Unii Europejskiej, złodziejskiej prywatyzacji i politykom, którzy dopuścili do utraty polskiej suwerenności.

Obwieszczono też, że nasz kraj jest pełen bogactw naturalnych i może stać się drugim Kuwejtem. Niespodziewanie po drugiej Japonii i drugiej Irlandii pojawił się kolejny symbol polskiego sukcesu.

Marsz w intencji ukoronowania Chrystusa to nic nowego. W grudniu 2006 roku stosowny pomysł uchwały złożyło w Sejmie 46 posłów LPR, PiS oraz PSL. Projekt upadł, ale dał okazję do oratorskich popisów Artura Górskiego. Poseł PiS, płonąc wewnętrznym ogniem, oświadczył, że "Polska potrzebuje potężnej protekcji, by szczęśliwie po wyjściu z Egiptu przejść przez pustynię czasu wyrzeczeń i osiągnąć w końcu szczęśliwy byt, którego naród upatruje w budowie IV Rzeczypospolitej".

Przeczytaj koniecznie: Wszystkie felietony Leszka Millera

Wkrótce potem, ku zmartwieniu Górskiego, naród odrzucił wizję szczęśliwego bytu pamiętając, że droga przez pustynię trwała 40 lat, co pan poseł dyskretnie przemilczał. Do koronacji chłodno odnieśli się też kościelni hierarchowie. Biskup Pieronek orzekł, że posłowie powinni zająć się tym, co wynika z konstytucji, a nie wkraczać na pole zarezerwowane dla instytucji religijnych i dla Kościoła, który w tej sprawie zajął niechętne stanowisko. Jeszcze dalej poszedł biskup Głódź, który wiedząc, z kim ma do czynienia, surowo upomniał nadgorliwców, zalecając im modlitwę i pokutę. To im wyjdzie na zdrowie - poradził i dodał: niech murarz buduje mieszkania, krawiec szyje ubrania, a posłowie niech nie wtrącają się do tego, na czym się nie znają.

Irytacja księdza biskupa wynikała ze świadomości, że aktywiści polityczni i społeczni ochoczo przekraczają nie tylko swoje ziemskie kompetencje. Jezusa Chrystusa ukoronował Marian Krzaklewski, licząc na jego pomoc w odrzuceniu ustawy zasadniczej. W kwietniu 1997 roku przed referendum konstytucyjnym Solidarność opublikowała apel, w którym pozostając w przekonaniu, że "ludzkimi siłami będzie nam bardzo trudno odrzucić przedstawioną w referendum konstytucję", postanowiła dokonać intronizacji Chrystusa Króla. Oprócz sił niebieskich wezwała też na pomoc wszystkich patriotycznie myślących Polaków. Odzew był marny, konstytucja została uchwalona, a sam Krzaklewski musiał w kilka miesięcy później zagryzać wargi, obserwując ceremonię zaprzysiężenia stworzonego przez siebie rządu zgodnie z nienawistną konstytucją.

Jak dotąd żadna władza świecka w obawie przed całkowitą śmiesznością nie zdecydowała się dokonać intronizacji Chrystusa Króla. Wyraźną rezerwę wykazuje też hierarchia kościelna. Pewnie dlatego wśród zwolenników tego pomysłu słychać pomruki typu "gdy milczą pasterze, krzyczą owce". Owce krzyczą jednak cienko z większym animuszem trąbiąc hasła, które dotyczą dymisji Bronisława Komorowskiego i pomnika dla Jarosława Kaczyńskiego. Pojawił się nawet pomysł, żeby siedzibę prezydenta zamienić na Muzeum Braci Kaczyńskich. Muzeum, a nie mauzoleum, ale taka idea dopiero dojrzewa.

Póki co, ludzie w szkarłatnych pelerynach powinni wziąć sobie na króla i patrona św. Judę Tadeusza, specjalistę od spraw trudnych i beznadziejnych.

Nasi Partnerzy polecają