Przez jakiś czas one polatają, ktoś się tam obruszy, a potem wszyscy zajmą się czymś innym i tak do następnego razu. W sprawie Jerzego Zelnika jednak bąkowi pana Kuby nie powinno dać się rozwiać za szybko, bo z kilku przyczyn był wyjątkowy. Nie żebym za jakąś wyjątkową postać uważał jego autora. Jest on modelowym przykładem powiedzenia, że g... zawsze wypływa na powierzchnię. Wybaczcie latryniany styl, ale bohater felietonu nie jest wart lepszego. Nie byłby wart też tego, by mu poświęcać czas, gdyby nie kilka spraw związanych z niedawną prowokacją przeprowadzoną w przygazetowyborczym radiu. Trochę chodzi o Zelnika. Przesłuchałem nagranie kilkakrotnie. Nawet zresztą co uczciwsi ludzie z redakcyjnych okolic pana Kuby, jak Grzegorz Sroczyński, stwierdzili, że było ono najprymitywniejszą manipulacją. Aktor myślał, że chodzi o przekraczanie podziałów środowiskowych w walce o interesy aktorów, zrobiono z niego kapusia i szuję, a rozmaite dziennikarskie i artystyczne persony, tak przemądrzałe i tak zacietrzewione, że zdolne do refleksji na poziomie stonki ziemniaczanej, z miejsca go potępiły. Jest to jednak podłość dość wyjątkowa. Nawet jak na wyśrubowane przez obie strony standardy polskich mediów. Trochę chodzi o radio, które nadało ten program, a jego naczelny jak niepodległości bronił wersji Wojewódzkiego. Do tej pory uważałem Mikołaja Lizuta za względnie sympatycznego gościa o poglądach różnych od moich. Dziś jedyne, co mógłbym mu powiedzieć, to zadać mu retoryczne pytanie, które kiedyś zadawał Kazik Staszewski: "jak bardzo możesz sk...ć się, by sprzedać swą muzykę". Ale przede wszystkim chodzi o moment, kiedy pan Kuba zdecydował się ujawnić swój popisowy numer. Tydzień przed wyborami. Ta tania, chamska manipulacja miała wpłynąć na nie bardziej niż którakolwiek z debat. Nie wiem, czy audycja była konsultowana z panem Misiem albo mecenasem Romanem, ale numer dokładnie w ich stylu. Dla przypomnienia Radio Rock działa na bazie koncesji wydawanej przez coś, co się nazywa Krajową Radą różnych ważnych spraw, i na pewno we wniosku koncesyjnym nie wpisywało, że będzie próbowało wpływać na wynik wyborów przez manipulacje i niszczenie ludzi. Problem w tym, że w tej całej Radzie też siedzą ludzie Platformy. Prowokacja nie udała się do końca tylko dlatego, że okazało się, że niektórzy ludzie z otaczającego pana Kubę świata nie są aż tak mendowaci jak on albo nie są tak tępi, jak myśli. Przykładem jest chociażby wspomniany dziennikarz "Gazety Wyborczej" czy inna dziennikarka - Paulina Młynarska. I to jest naprawdę jedyny optymistyczny element tej historii.
Zobacz też: OSTRE słowa Zelnika: NAPLUJĘ Wojewódzkiemu w twarz