Właśnie odkryto to, co było wiadome od jakiegoś czasu, że w kolejnym unijnym budżecie dostaniemy mniej. Co jednak ciekawsze, dowiedzieliśmy się, że to wina polskich władz i tych Polaków, którzy je wybrali. "Dowiedzieliśmy się" również tego, co także od jakiegoś czasu się zapowiadało, że nowy budżet unijny będzie uwzględniał i zapewne różnie traktował dwa rodzaje państw, dzieląc je na takie, które euro przyjęły, i takie, które tego nie zrobiły. Nieoceniony w podobnych sytuacjach Nadignorant Lis wyraził niekłamaną zapewne satysfakcję, bo przecież Unia karze "białoruski" reżim Kaczyńskiego. Wraz z nim ucieszyło się wielu innych.
Co prawda o Europie dwóch prędkości mówi się od dawna. Co prawda ma być ona w gruncie rzeczy karą za nieprzyjęcie przez cały nasz region euro. Przykład Grecji zresztą pokazuje, że nie zawsze wesoło musiało się to skończyć, a i wszyscy Słowacy z tego powodu nie klaszczą rękami i uszami. A przykład obecnego francuskiego prezydenta, który także gromił Polskę za "łamanie praworządności", zaraz po tym, jak się okazało, że koncern Whirpool wynosi się z Francji, by zainwestować prawie 200 milionów euro w Łodzi, pokazuje dobrze, o co chodzi. Ale cóż, to naprawdę przez Kaczyńskiego. Tylko jak wytłumaczyć to, że wraz z Polską zostaną ukarane Czechy, Węgry, Bułgaria, Rumunia, państwa bałkańskie? I że to wszystko przez PiS.
Mając raczej dobry stosunek do tego, co wydarzyło się w 2015 roku, ale dość krytyczny wobec działań pisowskiej dyplomacji, muszę przyznać jedno: media i dziennikarze związani z PO zdecydowanie cenią potęgę panów Kaczyńskiego i Waszczykowskiego dużo wyżej niż ja, skoro uważają, że polityka wobec jednej trzeciej państw Unii zmienia się, bo od dwóch lat ci panowie rządzą Polską i pokłócili się z panem Rzeplińskim.
Zobacz także: Jastrzębowski: Nic. Oprócz złego wrażenia