Krzysztof Liedel: Sukces propagandowy i psychologiczny

2011-05-04 4:00

Likwidację Osamy bin Ladena i zapowiedź użycia broni atomowej w odwecie za jego śmierć komentuje polski ekspert ds. terroryzmu i bezpieczeństwa Krzysztof Liedel

"Super Express": - Po informacji o zabiciu Osamy bin Ladena za oceanem zapanowała euforia. Tak jakby USA wygrały wojnę. Czy to ostateczny cios zadany al Kaidzie?

Krzysztof Liedel: - Jest to przede wszystkim sukces w warstwie propagandowej i psychologicznej. Przez 10 lat Amerykanom nie udawało się zatrzymać lub zlikwidować bin Ladena. Administracja amerykańska była za to często krytykowana. Byłbym jednak niezwykle ostrożny w ocenie, na ile był to rzeczywiście cios, który realnie osłabia al Kaidę.

- Bin Laden nie był aż tak znaczącą figurą, jak się o tym powszechnie myśli?

- Od dłuższego czasu nie sprawował kierownictwa na poziomie operacyjnym i taktycznym. Był pewnym symbolem. Sprawował kierownictwo strategiczne, wyznaczając cele ideologiczne al Kaidy.

- Amerykanie ścigają bin Ladena w zasadzie od 15 lat. Dlaczego tak długo?

- Ten okres trzeba podzielić na dwa etapy - przed 11 września i po. Do zamachów na World Trade Center Amerykanie tak naprawdę byli celem ataków jedynie za granicami swojego kraju. Traktowano bin Ladena jako kryminalistę, który działa na terenie innego kraju.

- Po 11 września stał się dla USA wrogiem publicznym numer jeden...

- I oczkiem w głowie amerykańskich służb. Nie udawało się go zatrzymać, ponieważ tuż po ataku na World Trade Center Amerykanie byli przede wszystkim zajęci zapewnieniem bezpieczeństwa własnym obywatelom. Głównie tego wymagano od służb specjalnych. Terroryści wykorzystywali tę sytuację propagandowo, grożąc kolejnymi zamachami. Być może popełniono też błędy w jaskiniach Tora Bora, gdzie w tym czasie rezydował bin Laden.

- Po opanowaniu sytuacji u siebie w kraju schwytanie bin Ladena było łatwiejsze?

- Stało się dużo bardziej skomplikowane. Wbrew pozorom w dzisiejszych czasach nie jest tak trudno zniknąć. Szczególnie mając do dyspozycji możliwości finansowe al Kaidy i wsparcie rządów krajów takich jak Syria czy Iran. Bin Laden często zmieniał miejsce pobytu, co okazało się bardzo skuteczne w ucieczce przed Amerykanami.

- Nie dziwi pana, że ukrywał się jedynie 60 km od Islamabadu? To stolica Pakistanu. Nie stawia to pod znakiem zapytania wiarygodności tego kraju jako sojusznika?

- To chyba dość daleko idące wnioski. Choć rzeczywiście służby pakistańskie od dłuższego czasu nie mają najlepszej marki. Mówi się, że wielu funkcjonariuszy tych służb jest fundamentalistami albo wspiera takie organizacje. Nawet oni nie musieli jednak wiedzieć, że bin Laden przebywa pod ich nosem. Wystarczy, że nie prowadzili odpowiednich działań na rzecz jego schwytania.

- "Daily Telegraph", powołując się na przecieki z WikiLeaks, twierdzi, że al Kaida ma w Europie bombę atomową, którą miałaby zdetonować, jeśli Osama bin Laden zostałby schwytany lub zabity. Na ile realne wydają się panu te doniesienia?

- Niespecjalnie wierzę w te rewelacje. Tego typu legenda była skuteczna, kiedy ścigano bin Ladena. Mogło to osłabić zapał tych, którzy mieliby go schwytać. Najpierw służby musiałyby wyeliminować to zagrożenie, a potem wziąć się za skuteczne ściganie terrorysty. Kiedy został zlikwidowany, plotka o bombie nie ma racji bytu. Nawet jeśli byłaby prawdziwa, to służby rzeczywiście zdecydowałyby się najpierw rozwiązać tę sprawę, a dopiero potem podjęłyby próbę schwytania go.

- Zachodowi nie grozi zatem zemsta za zabicie bin Ladena?

- Na pewno nie grozi nam operacja polegająca na zemście sensu stricte. W terroryzmie muzułmańskim wartość jednostki nie jest aż tak duża jak ideologia, którą się kieruje. Nie mam wątpliwości, że dojdzie jednak do jakichś akcji odwetowych. Po pierwsze, żeby zniwelować sukces propagandowy Amerykanów. Po drugie, żeby jakaś niewielka organizacja wchodząca w skład olbrzymiej sieci al Kaidy mogła zaistnieć i legitymizować tym samym swoją przynależność do niej skuteczną akcją.

- Polska jest zagrożona?

- Nie łączyłbym eliminacji bin Ladena z poziomem bezpieczeństwa w naszym kraju. Jest to sukces Amerykanów i właśnie oni powinni się najbardziej obawiać akcji terrorystycznych. Odpowiedzialni za monitorowanie zagrożeń w Polsce uspokajają, że nie ma podstaw do niepokoju. Ja także nie widzę żadnego zagrożenia dla Polski.

- Jesteśmy jednym z najbliższych sojuszników USA. Szczególnie w Afganistanie. I Polska nie znajduje się na liście celów al Kaidy?

- Jesteśmy i współpracujemy w koalicji antyterrorystycznej. To wszystko czynniki determinujące zagrożenie ze strony al Kaidy. Brak jest jednak jakichkolwiek czynników świadczących o wzroście zagrożenia w porównaniu do tego, jakie mamy na co dzień. W wielu innych krajach Europy mają dużo większy ból głowy niż my w Polsce.

Krzysztof Liedel

Wicedyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego BBN