"Super Express": - Co było najważniejszym wydarzeniem roku w Polsce?
Stanisław Janecki: - Utrzymanie dodatniego tempa wzrostu w gospodarce. Zastanawiam się jednak, czy była to zasługa rządu. Sukces był zasługą małych i średnich firm, które utrzymały zatrudnienie i eksport, a także zasługą nadwyżki w handlu zagranicznym. Ale do tej nadwyżki przyczynił się elastyczny kurs złotego, czyli coś kompletnie przeciwnego do pomysłów rządu. Premier Tusk chciał sztywnego kursu, który pozwoliłby mu na wejście do poczekalni strefy euro. Jeśli którykolwiek rząd przyczynił się do tegorocznego sukcesu, to raczej poprzednicy z PiS. To Zycie Gilowskiej zawdzięczamy obniżenie składki rentowej i podatku dochodowego. Dało to ponad 30 mld zł więcej na rozkręcenie popytu wewnętrznego.
- Gospodarka to powód do zadowolenia, a co z innymi dziedzinami?
- Zaraz, zaraz. Nie było aż tak dobrze. Dzieją się fatalne rzeczy, jeżeli chodzi o dług publiczny. Wygląda na to, że radzimy dziś sobie kosztem przyszłych pokoleń, ale także kilku najbliż-szych budżetów. A to może oznaczać obniżkę rent i emerytur, co z kolei grozi niepokojami społecznymi. I nie zmienią tego żadne księgowe sztuczki ministra Rostowskiego. I choć nasz deficyt i dług są dużo niższe niż np. w Grecji, to są dla nas większym zagrożeniem. Grecja jest już w strefie euro i może to równoważyć jej głupie wydatki i nierozsądek rządzących. Nie wiem też, jak sfinansujemy 52 mld zł deficytu. Może się okazać, że Polska będzie musiała zapożyczać nas na złych warunkach, jak przed laty Rosja.
- Dużo się działo także poza gospodarką
- Do tej pory Platforma Obywatelska świetnie wypadała w sondażach, nie przechodząc żadnego poważnego testu. I powiedziano "sprawdzam". Testem było reformowanie służby zdrowia, które zakończyło się kompletną klapą. Minister Kopacz osiągnęła dłuższe kolejki, i utratę płynności finansowej NFZ. Testem były też dwie afery. Hazardowa pokazała, że poziom niejasnych powiązań między politykami i biznesmenami podczas rządów PO bynajmniej nie zmalał. Wręcz się rozwinął. Afera stoczniowa udowodniła, że rząd Tuska oszukał Unię Europejską, ustawiając przetarg, a mimo to nie umiał uchronić polskiego przemysłu stoczniowego. Ta kompletna nieudolność oznacza zagładę stoczni i likwidację ponad 100 tys. miejsc pracy. A te zwolnienia będą kosztowały podatników więcej, niż nam się dziś wydaje.
- Nie było żadnych sukcesów?
- Były. Ministrowi Cezaremu Grabarczykowi udało się rozpocząć bardzo szeroki front robót przy drogach ekspresowych, obwodnicach i autostradach. Ale stanął też pod ścianą ze względu na zbliżające się EURO 2012. Polska weryfikowana przez UEFA musiała wykazać się w tym względzie znacznym postępem.
- Mocną stroną rządu miała być polityka zagraniczna.
- Ale nie była. Pozornie mamy fantastyczny klimat, poklepują nas po plecach. Ale efektów nie ma. Poprawa atmosfery w Niemczech nie przekłada się na konkrety. Gazociąg, Erika Steinbach, brak strategicznego partnerstwa wciąż są faktem. Do tego pogorszyły się stosunki z USA. Po części dlatego, że Radek Sikorski uchodzi za zwolennika republikanów, po części przez przesunięcie Polski przez Baracka Obamę do grona państw trzecioligowych. Rząd nie zrobił jednak nic, żeby do tego nie doszło. Sikorski odciął się też od polityki wschodniej prowadzonej przez poprzednie rządy. W stanowisku opublikowanym w zachodnich mediach stwierdził, że nie mamy żadnych istotnych interesów na Ukrainie, Białorusi czy w Gruzji. Mówiąc w skrócie, zakomunikował "radźcie sobie sami, na nas nie liczcie". To szalenie krótkowzroczna i dziwna wolta, niezrozumiała we wszystkich tych krajach.
- Co okazało się najważniejsze na świecie, wybiegając poza Polskę?
- Pierwszy rok prezydentury Baracka Obamy i zmiana polityki zagranicznej, czyli większy izolacjonizm. USA zrezygnowały w ten sposób ze statusu silnego mocarstwa na rzecz miękkiego. Uważam, że to błąd. Obama prowadzi też nieodpowiedzialną politykę wobec Rosji. Ulega tym, którzy traktują Putina jako część zachodniej kultury politycznej. Tymczasem Moskwa wcale nie chce być częścią tej kultury. I ta miękka polityka ośmiela zarówno Rosję, która otwarcie mówi o prewencyjnych atakach nuklearnych, jak i Iran, gdzie Obama niczego nie wskórał. Nie można jednak wykluczyć, że z czasem zmieni podejście i czegoś się nauczy. Bill Clinton też na początku opowiadał różne dyrdymały. Istotnym zagrożeniem mogą być też skutki kryzysu gospodarczego. Kraje zachodnie drukowały pieniądze, wpompowując w gospodarkę 2-2,5 bln dolarów, co musi wpłynąć na inflację i przedłużenie recesji. Druga fala kryzysu może wynikać właśnie z inflacji. Najbardziej szkodliwym wydarzeniem zeszłego roku było zaś wspieranie i wyręczanie winnych tego kryzysu.
- Na świecie musiały dziać się także rzeczy pozytywne
- Oczywiście. I było to fiasko konferencji klimatycznej. To sukces zdrowego rozsądku. Przyjmowanie jako pewnik, bez jakichkolwiek naukowych dowodów, że ludzkość ociepli klimat o 2-3 stopnie, to aberracja. Pomysł "zielonego lobby" polega na ograniczaniu emisji gazów cieplarnianych przez wydanie miliardów euro na firmy wspierające zieloną ekologię. Na klęsce konferencji zyskuje Polska, która musiałaby wydać 90 mld euro w ciągu kilkunastu lat! Taką kwotę lepiej przeznaczyć na modernizację wielu sektorów naszej gospodarki, a nie na ułudę. Owszem, powinniśmy robić wiele, by wybierać energię czystą w miejsce "brudnej". Ale ci sami ekologowie wzdrygają się na myśl o energetyce atomowej, widząc w niej zagrożenie.
Stanisław Janecki
Redaktor naczelny tygodnika "Wprost", publicysta
Fiasko walki z ociepleniem "Super Express": - Co należy uznać za najważniejsze wydarzenie mijającego roku w polityce krajowej?
Bartosz Węglarczyk: - Na pewno nie były to tzw. afery. Nie tyle za najważniejsze, ale za najciekawsze wydarzenie uznałbym sojusz PiS i SLD w mediach publicznych. To absolutne przełamanie historycznych stereotypów i nowa jakość. Porozumienie wykracza bowiem poza media, pojawia się już w samorządach. Co ciekawe, choć ewidentnie istnieje, obie strony uznają taką koalicję za wstydliwą i nie chcą się do niej przyznać. Jej konsekwencje mogą być jednak długotrwałe. SLD i PiS jednoczy szczera nienawiść do Platformy Obywatelskiej - a nic nie cementuje tak jak wspólny wróg. Po drugie daleko posunięta lewicowość w sprawach społecznych i gospodarczych. Przy całej prawicowej retoryce PiS jest tu bardziej po drodze z lewicą niż z PO.
- Nie jestem pewien, czy rządy Zyty Gilowskiej jako ministra finansów były bardziej lewicowe niż ministra Rostowskiego...
- Tak, ale PiS inaczej zachowuje się w rządzie, a inaczej jako opozycja. W tej drugiej roli blokuje prywatyzację, oszczędności budżetowe, zmiany w systemie emerytalnym. Wybory prezydenckie jesienią dodatkowo wzmocnią tę sytuację. PiS stanie na głowie, by nie zrazić do siebie wyborców i będzie blokował wszelkie próby reform gospodarczych i finansowych.
- Na ile istotnym wydarzeniem był w Polsce kryzys?
- Polska jako jedyny kraj z dodatnim PKB to wydarzenie, ale raczej sukces kraju niż jakiegokolwiek polityka. Im udało się raczej tego nie zepsuć. Rząd należy tu chwalić raczej za powstrzymanie się od pompowania pieniędzy w gospodarkę, co do końca rozwaliłoby budżet. Autorami sukcesu są mali i duzi biznesmeni, którzy utrzymali produkcję i eksport.
- Co było najważniejszym wydarzeniem na świecie?
- Fiasko konferencji klimatycznej w Kopenhadze. Nie mamy dziś przywódców światowych, którzy potrafiliby pociągnąć za sobą resztę. Nie sądzę też, żeby udało się w tej sprawie osiągnąć coś w najbliższych latach. Politycy powinni od czasu do czasu robić coś wbrew opinii publicznej. Takimi ludźmi byli Churchill czy Kennedy. Dziś najwyraźniej podobnych ludzi brakuje. Wiadomo, że to zły moment na podobne zmiany, większości ludzi kosztowne reakcje na zmiany klimatu mogą się nie podobać. W USA sprzeciw wzbudzają podwyżki, choćby benzyny. W Europie rezygnacja z części państwa opiekuńczego. Ale skądś te pieniądze trzeba wciąć. W Polsce trzeba na przykład zbudować elektrownie jądrowe. Ale ci sami zieloni, którzy są dziś za walką z ocieplaniem klimatu, będą się przykuwać do drzew, by "zatrzymać atom". Choć to przecież absurd.
- Co z pierwszym rokiem prezydentury Obamy? Klęska czy sukces?
- Spoczywa na nim część odpowiedzialności za fiasko szczytu w Kopenhadze. Nie spełnił też pokładanych w nim nadziei, ale mówiąc prawdę, nie miał na to szans. Oczekiwania były tak wielkie, gdyż Obama nie tyle zafałszował, ile nagiął swój wizerunek do potrzeb kampanii wyborczej. Ale nie był tu pierwszy. Przed laty podobnie postąpił John Kennedy. Na arenie międzynarodowej, poza oczyszczeniem atmosfery wokół USA, osiągnął niewiele. Ale już dla gospodarki amerykańskiej zrobił bardzo dużo.
- Przecież za pompowanie pieniędzy w gospodarkę wielu go krytykuje. W przypadku Polski krytykuje takie pomysły także pan
- Tak, ale tam to działa. W dużej mierze dzięki Obamie Ameryka wychodzi z recesji, w pierwszym kwartale ma spaść bezrobocie. I w tym momencie wszystkie dyskusje się kończą.
Bartosz Węglarczyk
Szef działu zagranicznego "Gazety Wyborczej", publicysta