"Super Express": - Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna", liczba mieszkańców w sześciu polskich województwach kurczy się systematycznie od dziesięciu lat. Dlaczego?
Prof. Kazimierz Kik: - Z co najmniej czterech powodów. Po pierwsze, migracje wewnętrzne przy dużym bezrobociu w niektórych regionach prowadzą do przenoszenia się do tych bogatszych. Drugim powodem jest migracja zewnętrzna - ponad 2 miliony Polaków wyjechało za granicę. Kolejnymi są ujemny przyrost naturalny oraz zniechęcająca do rodzenia dzieci polityka państwa.
- Jak wygląda to zniechęcanie?
- Kobiety są coraz lepiej wyedukowane, a kurczący się rynek pracy zwiększa konkurencję na nim. W związku z tym motywacja do rodzenia dzieci maleje. Państwo nie walczy o to, by kobiety chciały rodzić. Wydaje pieniądze na orliki i stadiony zamiast na przedszkola. To, że w Wielkiej Brytanii najbardziej płodną mniejszością są Polki, świadczy o tym, że problem jest nie w nich, ale w warunkach życia i polityce socjalnej.
- Czy poza bardziej racjonalną polityką rodzinną mogliby trochę zrównoważyć proces wyludniania np. imigranci zza naszej wschodniej granicy?
- Tylko że to już pachnie wynaradawianiem. Polski rząd powinien głównie walczyć o to, by rodziły polskie kobiety i zarabiali Polacy, a nie Ukraińcy. Zbyt wiele uwagi zwracamy na równoważenie wskaźników makroekonomicznych, a zbyt mało, by wskaźniki te odzwierciedlały rozwój żywiołu polskiego. Migracja ze Wschodu to tylko lekarstwo na PKB, a nie na zmniejszanie się substancji narodowej.
- Zjawisko wyludniania będzie się pogłębiało?
- Tak. Europa powoli staje się zaściankiem gospodarczym świata i będzie wytracała tempo. Zgodnie z neoliberalnym dogmatem zgadzać się muszą przede wszystkim wskaźniki makroekonomiczne, a nie te społeczne czy narodowe. Dlatego w Unii Europejskiej mówi się dziś, że trzeba do niej sprowadzić 150 milionów imigrantów, by sprostać wymogom rynku pracy. Tnie się wydatki i cierpi na tym państwo socjalne. Mamy np. dążyć do wyrównania siły roboczej w wieku produkcyjnym, a nie do zabezpieczenia pracy Europejczykom tak, żeby chcieli rodzić.
Kazimierz Kik
Politolog, Uniwersytet im. J. Kochanowskiego w Kielcach