"Super Express": - Po przyjęciu w nocy ze środy na czwartek planu ratowania Grecji europejscy politycy wydają się bardzo zadowoleni. Pan też odetchnął z ulgą?
Stuart Agnew: - Nie bardzo. A samozadowolenie europejskich przywódców, którzy tak dzielnie walczyli o ratowanie euro, potrwa najwyżej kilka miesięcy. Plan, który przyjęto, nie zmienia sytuacji Europy, która stoi na dwóch oddalających się od siebie stołkach i usilnie stara się utrzymać nogi na obu z nich. Można albo zrobić sobie operację, aby być na tyle giętkim, żeby pozwolić sobie na coraz bardziej ekwilibrystyczne pozy, albo zwolnić tempo oddalania tych stołków. Jednak tego procesu nie da się powstrzymać.
- Skoro unijny plan jest skazany na porażkę, co powinni zrobić europejscy liderzy?
- Muszą wreszcie zrozumieć, że Grecja to trzecioligowy gracz, który próbuje zawojować ekstraklasę. Strefa euro to nie miejsce dla Greków i nigdy nim nie było. Jeśli chcemy, żeby euro przetrwało, musi się pozbyć swoich problemów, a jednym z nich jest Grecja.
- To karkołomne zadanie, bo wyjście jednego z krajów byłoby katastrofą dla strefy euro, ale także dlatego, że trzeba by także pozbyć się Hiszpanii czy Włoch, które za chwilę mogą okazać się kolejnym hamulcowym wyjścia z kryzysu.
- Włochy, Hiszpania, Portugalia czy Irlandia wyraźnie zdrowieją dzięki ogromnym pieniądzom, które dostały od Niemiec. Jednak taka zabawa nie będzie trwała w nieskończoność. Rzucimy trochę euro jednym, trochę drugim, a za chwilę trzeci też będzie potrzebował pomocy. Poza tym nie można przewidzieć reakcji rynków, które odpowiedzą w sposób, którego politycy nie są w stanie sobie wyobrazić.
- Jednym z rozwiązań przyjętych przez unijny szczyt jest zwiększenie nakładów na Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej do biliona euro. Jednak Słowacja już odmówiła większego wkładu w Fundusz. Uda się zebrać tyle pieniędzy?
- Zasoby EFSF mają się zwiększyć dzięki mechanizmowi zwanemu special purpose investment vehicle, w skrócie SPIV, co po angielsku oznacza spekulanta czy kombinatora. Mówi to samo za siebie. Przecież obecnie EFSR to jedna czwarta zapowiadanej kwoty, a reszta to jedynie gwarancje krajów stery euro.
- Grecja też daje takie gwarancje...
- To największa niedorzeczność. Przecież Grecy zamiast pieniędzy mogą jedynie zagwarantować stertę wymiętych, posklejanych taśmą banknotów, których nie przyjmie żaden bank. Mamy więc sytuację, w której Unia chce operować wirtualnymi pieniędzmi i ratować kraje, które nigdy nie powinny w strefie euro się znaleźć. Jednak widać, że unijni przywódcy są gotowi ratować te kraje za wszelką ceną a koszt tej karkołomnej operacji poniosą wszyscy. Także podatnicy z krajów, które w euro nie są.
- I kto wie, czy Chiny też się nie dołożą. Wczoraj po raz pierwszy unijni liderzy otwarcie wskazali na Państwo Środka jako zbawcę strefy euro.
- Uznaję to za niebezpieczną deklarację. Po pierwsze, Chińczycy nigdy nie dają nic za darmo. Po drugie, od dawna próbują rozszerzyć swoje wpływy na świecie i dając im szansę na wykupienie papierów dłużnych krajów unijnych, tworzymy sobie bardzo złowrogą perspektywę. Już jesteśmy w znaczniej mierze zadłużeni w Chinach, a to tworzy prostą drogę do zależności politycznej.
Stuart Agnew
Eurodeputowany Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa