Choć rzeczy te nie brzmią normalnie, to są całkiem normalne, tak wygląda w dużym uproszczeniu historia polityczna świata. Ale mimo tej wiedzy do jednego nie mogę się przyzwyczaić. Tego, gdy nasi włodarze, byli i obecni, do swoich politycznych dział zaczynają pakować dzieci. Szczególnie dzieci chore, niepełnosprawne, cierpiące. Robił to za czasów rządów Platformy PiS, który poobiecywał opiekunom chorych dzieci gruszki na wierzbie, robi to i dziś Platforma z Nowoczesną. Politycy PO zupełnie już zapomnieli, że swojego czasu rodzicom-opiekunom chorych dzieci premier Tusk naobiecywał absolutne rozwiązanie ich problemów podczas słynnej przedwyborczej podróży tuskobusem. Potem państwo opiekunowie i ich dzieci zamiast pomocy mogli pakującego się do Brukseli premiera pocałować w wystawiony środkowy palec. W tym samym czasie politycy Prawa i Sprawiedliwości, o czym sami nie pamiętają, krzyczeli o hańbie i obiecywali, że po wyborach to oni z miejsca wszystko zapewnią, czego trzeba. - Ile trzeba determinacji samych zainteresowanych, aby rządzący łaskawie zechcieli przynajmniej rozpocząć realizowanie swoich zobowiązań wobec tego środowiska, choć robią to z już ponad pięcioletnim opóźnieniem - pisał na portalu wPolityce.pl cztery lata temu polityk PiS Zbigniew Kuźmiuk. Dla przypomnienia jego partia rządzi od dwóch i pół roku.
Najbardziej poruszające są jednak wzruszone dziś przed kamerami posłanki Nowoczesnej. One zapomniały o jeszcze innej sprawie. Że w myśl wyznawanej przez siebie proaborcyjnej ideologii dużą część z tych chorych dzieci pozwoliłyby uśmiercić, zanim one by się narodziły. Więc ich łzy to już nawet chyba nie są krokodyle, a dinozaurze.