Niemieckie standardy? Ale nie dla Polaków
Związkowy protest przed niemiecką ambasadą to niecodzienny widok. Pracownicy z firmy Jeremias przyszli tam, bo mają dość podwójnych standardów. Chcą, żeby firma traktowała ich poważnie – tak jak ich kolegów po drugiej stronie Odry.
Od początku czerwca w gnieźnieńskim zakładzie, który produkuje kominy, trwa strajk. Załoga przez 8 miesięcy prowadziła z zarządem spór zbiorowy. Pracownicy domagali się długo odwlekanych podwyżek, wydłużenia przerw i rozsądniejszego systemu rozliczania nadgodzin.
Mieli silne argumenty: korporacja notuje każdego roku kilkadziesiąt milionów złotych zysku. Zarząd miał inne zdanie. To nic zdrożnego – w normalnych okolicznościach kiedy firma nie może porozumieć się z załogą, prowadzi się spór zbiorowy. Czasem taki sport kończy się strajkiem, czasem porozumieniem. Jeremias nie poszedł jednak tą, opisaną przez polskie prawo drogą. Zamiast tego wynajął specjalistów od zwalczania związków zawodowych.
Koncern twierdzi, że sporu nie ma i nielegalnie zwolnił dwóch liderów, reprezentujących pracowników. W odpowiedzi załoga zdecydowała się na strajk — pierwszy od wielu lat w Gnieźnie. W poniedziałek przed niemiecką ambasadą do pracowników Jeremiasa dołączyli koledzy z kilku innych korporacji, które pozwalają sobie na coraz zuchwalsze łamanie polskiego prawa. W siedzibie firmy przestrzegają lokalnych przepisów i szanują dialog społeczny. Polskich pracowników traktują jakby należeli do drugiej kategorii, której nie należą się te same prawa.
Dlaczego ta plaga się rozpowszechnia? Bo w Polsce opłaca się ignorować prawo pracy. Korporacje wolą płacić niewielkie kary, żeby utrudnić pracownikom walkę o podwyżki. Przeciążone sądy rozciągają postępowania na lata. Niedofinansowana inspekcja pracy nie reaguje skutecznie na naruszenia prawa (sama zresztą ma okrojone kompetencje).
Bez kar proporcjonalnych do obrotu firm, odciążenia sądów i przekazania części kompetencji inspektorom nic tu się nie zmieni. Polska będzie dalej rajem dla nieuczciwych koncernów. Pracownicy to wiedzą, firmy to wiedzą. Wie to także ekipa, która obecnie rządzi. Dlaczego nie zmienia przepisów, które w praktyce zachęcają do łamania prawa pracy?