"Super Express": - Co można powiedzieć o taktyce wyborczej PiS na podstawie list wyborczych tej partii?
Paweł Lisicki: - Nie znamy jeszcze ich ostatecznego składu. Być może w ostatniej chwili zostaną zmienione. Na razie jednak widać tam pięć różnych grup osób na wysokich pozycjach. Najpierw są krewni i bliscy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Druga grupa to byli współpracownicy śp. Lecha Kaczyńskiego. Trzecia - też nowa - to profesorowie i fachowcy w różnych dziedzinach. Następnie mamy grupę osób i urzędników związanych z CBA i Mariuszem Kamińskim. I wreszcie piąta widoczna grupa to ci najwierniejsi - starzy działacze Porozumienia Centrum.
- Więc Kaczyński rozdaje ukłony w kierunku różnych elektoratów. To chyba dobra strategia?
- Zobaczymy. Szefowie Fundacji Republikańskiej Przemysław Wipler czy Instytutu Sobieskiego Paweł Szałamacha reprezentują tę fachową i najmniej ideologiczną część w PiS. Ale czy są w stanie zmienić obraz całej partii i w tak krótkim czasie przyciągnąć bardziej centrowy elektorat? Czy prezes pozwoli im się przebić? Przecież podobnie było w kampanii prezydenckiej, a to, co się działo po niej, było zaprzeczeniem strategii walki o centrum.
- Może to próba odbudowania utraconego zaplecza intelektualnego i raczej gra na silną opozycję, a nie na zwycięstwo w wyborach?
- To byłoby racjonalizowanie własnej słabości. Ludzie, którzy przegrywają, mogą mówić, że wcale nie liczyli na zwycięstwo i dlatego nie użyli wszystkich sił. To prawda, dostrzegam próbę odbudowania zaplecza. Pamiętajmy jednak, że były już środowiska eksperckie PiS choćby w postaci Polski Plus czy obecnych polityków PJN. Te grupy uciekły z PiS, bo były skonfliktowane z Kaczyńskim. Mam nadzieję, że tym razem tak nie będzie.
- Nie razi pana nieobecność w tej głównej "piątce" działaczy związanych z Radiem Maryja?
- To prawda. Wielu z nich nie ma na listach, a ci, co się ostali, mają niskie pozycje. Dotąd takim symbolem tego środowiska w PiS był Ryszard Bender, który teraz w ogóle nie startuje. Anna Sobecka ma 18. miejsce na liście w Toruniu. Z kolei już trochę wcześniej Jerzy Robert Nowak związał się z ugrupowaniem Marka Jurka. Grupa Radia Maryja znalazła się więc daleko w tyle na listach.
- Dlaczego? Czyżby traciła wpływy w PiS?
- Nie. Spójrzmy na wysokie pozycje Antoniego Macierewicza czy Anny Fotygi. Wprawdzie nie są formalnie osobami wykreowanymi przez Radio Maryja, ale w swym sposobie myślenia i poglądzie na świat są mu w dużej mierze bliskie. Ci, którzy byli jednoznacznie kojarzeni z Radiem Maryja, wypadli z gry, ale nie Radio jako takie.
- Dwie osoby luźno związane z ojcem Rydzykiem to nie to samo, co zwarta frakcja reprezentująca jego interesy w partii.
- Być może stosunek do Radia Maryja został zinternalizowany czy też przejęty przez większość kandydatów PiS, i w związku z tym nie jest potrzebna osobna, specjalna grupa nacisku reprezentująca interesy tego radia. W jakiejś mierze sam Kaczyński występuje jako obrońca tego środowiska. Wystarczy przypomnieć jego wystąpienie na Jasnej Górze z początku lipca, gdzie z innymi politykami PiS i przedstawicielami środowiska Radia Maryja trzymali się za ręce i wspólnie modlili. Trudno o lepszy wyznacznik wpływów Radia Maryja.
- Choć cztery lata temu 18. miejsce dla Sobeckiej byłoby nie do pomyślenia.
- Tak, bo o. Rydzyk, chcąc zapewnić sobie wpływy, musiał mieć w PiS swych przedstawicieli. Dziś już nie musi utwierdzać swej pozycji, bo po długiej współpracy i zbliżeniu spowodowanym katastrofą smoleńską jego stosunki z prezesem PiS są znacznie lepsze niż dawniej. Po co w PiS posłowie Bender i Sobecka, skoro przesłanie Radia lepiej prezentują Kaczyński i Macierewicz? Może o. Rydzyk czuje się już tak pewnie, że wystarcza mu sam Macierewicz.
- Może wspólne uroczystości na Jasnej Górze to tylko doraźna zagrywka wyborcza, a w rzeczywistości PiS niewiele łączy z o. Rydzykiem?
- Wątpię. Stosunek Radia Maryja do katastrofy smoleńskiej nie odbiega daleko od tego, co reprezentowali politycy PiS. Wystarczy przypomnieć słynny spór o krzyż, akcentowanie winy Rosjan w katastrofie czy wskazywanie odpowiedzialności po stronie polskiego rządu. Tutaj oba środowiska często "nadają na tej samej fali".
Paweł Lisicki
Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"