O tym, że Ola potrzebuje nowego wózka, bo stary dawno już się zepsuł, Zbigniew Stonoga dowiedział się z "Super Expressu". - Jak tylko przeczytałem, że nieuczciwi ludzie ukradli dziewczynce pieniądze na wózek, skontaktowałem się z mamą Oli. Nie wahałem się ani chwili. Chodziło o to, by jak najszybciej przywrócić dziecku możliwość poruszania się - opowiada pan Zbigniew.
Ola od urodzenia cierpi na rdzeniowy zanik mięśni. Jedyna szansa, aby mogła normalnie funkcjonować, to specjalny elektryczny wózek z bardzo czułym sterownikiem, bo dziewczynka ma sprawne tylko dwa palce jednej ręki. Kiedy rok temu Ola zaczęła wyrastać ze starego wózka, jej mama Marzena Witkowska (40 l.) wystąpiła do NFZ o pieniądze na nowy sprzęt. Fundusz zgodził się zapłacić.
Sprowadzaniem wózków zajmują się prywatne firmy. I tak pani Marzena trafiła do Damiana P. Załatwił wszystkie dokumenty, przyjechał do Oli, by ją zmierzyć, wziął z NFZ pieniądze i... ślad po nim zaginął. Zamilkły telefony w warszawskiej siedzibie firmy przy ul. Obozowej. Stało się jasne, że dziewczynka padła ofiar oszustów.
Z rozpaczliwego położenia wyrwał Olę Zbigniew Stonoga. Nie tylko osobiście przekazał jej zakupiony za 16 tys. zł wózek, ale na własnych rękach przeniósł ją i usadowił na wygodnym siedzeniu. - O Boże, jaki on ładny - cieszyła się Ola.
Zobacz także: PiS sięga po telewizję publiczną. Wiemy, jakie będą zmiany